Dhirells <3 - 07-11-12 19:45:28

Księga magii
         

Długo wpatrywałam się w to bardzo stare zdjęcie, które wisiało u babci w pokoju. Było trochę niewyraźne, wyblakłe, ale przedstawiało dziwną postać na koniu. A trochę dalej-przysunęłam głowę, żeby lepiej widzieć, gdy nagle z salonu rozległo się stłumione przez wiele ścian wołanie babci Stefy:
-Klara, gdzie się podziewasz?! Kolacja na stole!
Szybko odsunęłam się od zdjęcia i po cichu zamknęłam za sobą drzwi od pokoju babci. Schodząc po schodach obmyślałam jak usprawiedliwić tak długą nieobecność. W końcu raczej nie powiem babci, że byłam w jej pokoju, grzebałam w jej kufrze i już-już miałam ściągnąć cenne zdjęcie ze ściany, na której prawdopodobnie wisiało ponad trzysta lat. W końcu zdecydowałam się na to, że powiem babci, iż pochłonęła mnie książka i straciłam poczucie czasu. Wreszcie zeszłam po niekończących się schodach i stanęłam przed wzburzonym obliczem babci Stefanii (zrobniale Stefy, ale na żadne zdrobnienia nie zasługiwała).                         
-Gdzie ty się podziewałaś, Klaro?! Szukam cię po całym domu! Matka o mało nie padła na zawał, gdy przez telefon opowiedziałam jej, że zniknęłaś!-   babcia Stefa krzyczała tak głośno, że mój młodszy brat Piotrek z wystraszoną miną wyjrzał zza rogu. Ja i Piotrek, mój dziewięcioletni brat, przyjechaliśmy do babci Stefy, mieszkającej na zalesionych obrzeżach Krakowa na wakacje, żeby jak to się mama wyraziła: „pooddychać świeżym powietrzem”. My mieszkaliśmy w Warszawie, wiecznie zatłoczonej i według taty „zupełnie pozbawionej zieleni” (to nie była prawda, ale mus, to mus). Rodzice pracowali jako archeolodzy na wykopaliskach i wiecznie nie było ich w domu, dlatego na te wakacje, abyśmy się nie nudzili, wysłano nas „wielką pomyłką” do babci Stefy. Jeśli gdziekolwiek mielibyśmy się nudzić, to właśnie u niej. Mieszkała w starej, trzystuletniej posiadłości, która co prawda skrywała dużo tajemnic i miała miliony małych skrytek oraz zakamarków, lecz nie było to miejsce dla dwunastolatki i dziewięciolatka kochających ruch i zabawy na ogrodzie. Babcia nie miała w nim nawet liści! Był on tak pusty, jak park miejski o pierwszej w nocy, oprócz tego, że otaczał go nieciekawy las. Dlatego ja i Piotrek całymi dniami z nudów goniliśmy się wokół domu i wyrobiliśmy sobie przez to niezłą kondycję. Lecz mama i tata nawet nie chcieli słuchać, że nam się nie podoba…Bez dziadka to nie to samo…Dziadek Michał zniknął dwa lata temu w tajemniczych okolicznościach i nie został znaleziony. To wtedy, gdy po dwóch tygodniach poszukiwań babcia usłyszała, że policja zrobiła, co mogła, stała się taka oschła i nie do wytrzymania. Wszyscy wiedzieliśmy, że tak naprawdę babcia nas kocha, a pod wkurzającą przykrywką kryje się wielki, ogromny żal i smutek. Więc, jak mówiłam, do tej pory było strasznie nudno, lecz gdy ujrzałam ten dziwną dziurkę obok zdjęcia w sypialni babci, moja wrodzona ciekawość wystrzeliła ze mnie jak fajerwerki w nowy rok, pozwalając sobie przejąć nade mną kontrolę. I teraz, gdy stałam przed babcią, słuchając jej wyrzutów nie mogłam się doczekać, by znów móc zbadać to tajemnicze zdjęcie. Gdy tak zanurzona byłam w rozmyślaniach, dotarło do mnie, że babcia coś do mnie mówi.
-Klara, Klara, dziecko! Czy ty mnie słuchasz?
-Tak-odparłam beznamiętnym głosem.
-Chodź na kolację, już pewnie wystygła przez to twoje wędrowanie.-babcia zamaszystym ruchem odwróciła się i przez całą drogę do jadalni marudziła o tym, jak jej nie słuchamy i jak to marnuje się przez nas jedzenie. Po skończonej kolacji podeszłam do Piotrka i powlokłam go do naszego pokoju na drugim piętrze. Zamknęłam za nami szczelnie drzwi i wychrypiałam:
-Słuchaj, dziś w nocy chcę się podkraść do pokoju babci.
Piotrkowi oczy zmieniły się w dwa spodki.
-Co?-wyszeptał-Chcesz, żeby babcia wpadła w furię? Albo jeszcze gorzej, żebyś dostała szlaban na wyjście z domu? Wtedy to umrzesz z nudów.-zakończył monolog lekkim westchnięciem.-Serio chcesz się narazić?
-Pamiętasz, że babcia ma problemy z pęcherzem moczowym? No, więc, gdy babcia wyjdzie do toalety wejdę do jej pokoju i…
-I co?-przerwał mi Pit.-Właściwie, po co chcesz tam wejść?
-Eee…-zaczęłam nerwowo wykręcać ręce.-Nie twoja sprawa!
-Dobra, jak chcesz. Ja idę spać.-powiedział Pit i wszedł do łóżka.-Dobranoc.-rzekł, nakrywając się kołdrą i odwracając ode mnie. Wrr… Jak ci bracia potrafią być złośliwi! OK, raz kozie śmierć, mam go w nosie, będę czatować pod drzwiami babci póki nie wyjdzie. Zeszłam po schodach na pierwsze piętro i ukryłam się za drzwiami do łazienki. Na babcię nie musiałam czekać długo. Już po pół godzinie usłyszałam rumor i, wiedząc, że babcia nakryje mnie w łazience, podeszłam do drzwi pokoju babci. Po chwili otworzyły się one, skutecznie mnie ukrywając, a babcia Stefa poszła do łazienki nawet się nie oglądając. Jest! Wreszcie pusto! Wśliznęłam się do pokoju babci, myśląc o tajemniczym zdjęciu z koniem i dziwną postacią. To, co zobaczyłam na ścianie obok niego to mała, ledwie widoczna, ale jednak dziurka. Podejrzewałam, że za zdjęciem kryje się schowek. Po chwili moje przypuszczenia się potwierdziły. Z trudem przesunęłam zdjęcie w ciężkiej ramie i moim oczom ukazało się małe, podłużne wgłębienie w cegle. Włączyłam telefon, który miałam w kieszeni piżamy i poświeciłam nim na ścianę. Ujrzałam małą, zmurszałą ze starości, zwiniętą w rulon karteczkę. Natychmiast porwałam ją z jej niedużego schowka i już-już miałam ją przeczytać, gdy usłyszałam rumor. Babcia wraca!! Rzuciłam się do drzwi (oczywiście biorąc ze sobą karteczkę i umieszczając zdjęcie na swoim miejscu) w ostatniej chwili. Ukryłam się w mym stałym miejscu za drzwiami i czekałam, aż babcia Stefa doczłapie do łóżka. Gdy drzwi ostatecznie się za nią zatrzasnęły szybko pognałam do łóżka, nakryłam się kołdrą po same uszy, zapaliłam latarkę, którą zwinęłam ze stolika nocnego i pełna napięcia rozwinęłam karteczkę:
               WZKAZÓWKA PIERWSZA
Na północnym skraju lasu (od drzwi frontowych) idź w stronę południa. Tam natrafisz na dużą akację. Wejdź na nią i zapytaj wrony o Narratora. Drugą wskazówkę znajdziesz na szczycie drzewa w gnieździe wrony.
Trzymaj się, Twój
                                                                     Dziadek
Co? Co to ma być, jakaś zagadka dla Sherlocka Holmesa? I jak to „Twój dziadek”? Przecież dziadek prawdopodobnie nie żyje! A może żyje i bawi się z nami w chowanego? Te i inne pytania kłębiły się właśnie w mojej głowie, ale przeczuwałam, że może mi na nie odpowiedzieć tylko sam dziadek. Z sercem na ramieniu wysunęłam się spod kołdry, włożyłam kartkę i latarkę do szuflady, po czym zamknęłam ją na klucz. Położyłam się w łóżku zakładając ręce pod głowę. Właśnie zaczęłam zastanawiać się, kim jest Narrator (nie ten prawdziwy, tylko ten z kartki), ale nagle zapadłam w głęboki sen.

Następnego dnia obudziłam się w dobrym humorze. Umyłam się i ubrałam, po czym zeszłam do jadalni na śniadanie. Babcia Stefania i Piotrek już siedzieli przy stole, a gdy weszłam obrzucili mnie przelotnymi spojrzeniami. Pierwsza odezwała się babcia:
-Dzień dobry Klaro.
-Dzień dobry!-odparłam radosnym tonem, siadając obok Pita przed miską z płatkami.
-Czeszcz!-wymamrotał Pit z buzią pełną mleka. Gdy przełknął nachylił się nade mną i szepnął:
-I co było w tej sypialni?                           Popatrzyłam na niego złowrogo, po czym odszepnęłam:
-Myślałam, że jesteś święcie obrażony?    Zaczerwienił się i odpowiedział:
-Ale może jednak…?
Zrobił tak niewinną minę, że powiedziałam mu:
-OK, na górze za dziesięć sekund. Raz, dwa, trzy…Dziękujemy!-krzyknęliśmy razem, wrzuciliśmy naczynia do zlewu i na wyścigi popędziliśmy do naszego pokoju. Towarzyszył temu taki rumor, że babcia Stefa złapała się za głowę.
-Chuligani…-usłyszałam jeszcze biegnąc do schodów.
-…dziesięć!!-wykrzyknęłam z impetem otwierając drzwi i rzucając się na łóżko. Pit także padł na pościel i śmieliśmy się w głos przez parę minut. W końcu wesoły nastrój zastąpiła poważna atmosfera. Opowiedziałam Pitowi o tym, co było na karteczce, a on słuchał tego z błyszczącymi oczyma. Podzieliłam się z nim także moimi przypuszczeniami. Choć z początku byłam nieufna wobec młodszego brata, teraz cieszyłam się, że mogę komuś o tym opowiedzieć. Gdy skończyłam, Piotrek wykrzyknął z zapałem:
-Na co jeszcze czekamy?! Ruszajmy zdobyć drugą wskazówkę!
No tak, typowy mężczyzna. Nie myśli, tylko od razu chce działać. Westchnęłam, wzięłam plecak i w mgnieniu oka wrzuciłam do niego najpotrzebniejsze rzeczy: lornetkę, długopis, notes, telefon, kompas i butelkę wody oraz krakersy. Tak przygotowana założyłam bluzę, zasznurowałam adidasy i wyruszyliśmy z Pitem na spotkanie przygodzie. Wyszliśmy przez drzwi frontowe, wcześniej powiadamiając babcię o tym, że idziemy „pobiegać”.              Odetchnęliśmy świeżym, sierpniowym powietrzem. Było zimno, a niedawno padał deszcz. Typowe polskie lato! Ruszyliśmy z Pitem w kierunku północnego skraju lasu. Ku swemu zdumieniu ujrzałam krąg złożony jakby z białych grzybków, okalający cały dom, aż po las. Zastanawiając się, co jeszcze dziwnego dziś ujrzę, niepewnie przekroczyłam krąg. Nagle całym lasem wstrząsnął ogłuszający ryk. Cofnęłam nogę w mgnieniu oka i spojrzałam z niepokojem na Piotrka. Miał nie mniej strachliwą minę niż ja. Po chwili wyjąkał:
-Może to jednak zły pomysł…? Wracajmy do domu, tam jest bezpieczniej…
-Hm? Teraz chcesz się wycofać? Proszę bardzo, idź, ja nie rezygnuję.-mówiąc to postąpiłam krok do przodu, przeszłam przez „grzybkowy mur” i zdecydowanym krokiem ruszyłam przed siebie.
-Hej, zaczekaj! Nie zostawiaj mnie samego!!-krzyczał Pit i już po chwili szliśmy ramię w ramię, tak jak przystało na rodzeństwo. Nagle zatrzymałam się, ponieważ przypomniałam sobie, że powinniśmy iść na południe. Wyciągnęłam kompas z plecaka, ustawiłam go odpowiednio i po chwili mruczenia „hm…”, „uhm” i „aha” ruszyliśmy na południe. W marszu wyciągnęłam kartkę z wskazówką i przeczytałam fragment: „…Tam natrafisz na dużą akację. …”. Rozejrzałam się, ale na razie rosły tu same sosny i świerki. Podeszliśmy jeszcze kawałek i naszym oczom ukazała się…największa akacja, jaką ktoś kiedykolwiek widział!! Miała z osiemdziesiąt metrów wysokości! Ale chwileczkę, w takim razie, czemu gdy tata przywiózł nas tu, nie widzieliśmy jej? Przecież takie drzewo wyraźnie odcina się na tle lasu! Coś mi tu trąciło magią, i to mocno.
-No…i co teraz robimy?-spytał Pit.
-Eee…-rozwinęłam karteczkę-Teraz mamy zapytać wrony o Narratora!
-Ale jak chcesz to zrobić?-oboje spojrzeliśmy w górę. Na samym czubku drzewa siedziało z dwadzieścia wron.-Mamy się tam wdrapać?
-Wygląda na to, że tak.-odpowiedziałam i postawiłam stopę na najniższej gałęzi. Po chwili zręcznego przeskakiwania z gałęzi na gałąź byłam już w połowie drzewa. Usiadłam na jednej z tych oto gałęzi i z założonym i rękami czekałam na Pita. On zaś stał na dole i patrzył na mnie oczami jak spodki. Po chwili krzyknęłam do niego z góry:
-Hej, wchodzisz czy nie?! Długo nie będę czekać!
-Lepiej żebyś sama wzięła tą wskazówkę, ja…-tu zawahał się-mam straszny lęk wysokości…Tylko nie śmiej się ze mnie, bo pójdę sobie!
Ledwo powstrzymałam napad gwałtownego śmiechu, ale powiedziałam mu, żeby poczekał na dole, a sama znów zaczęłam skakać po drzewie. Po paru minutkach siedziałam spokojnie na szczycie w otoczeniu czarnych jak noc ptaków. Wydawało mi się, że pomysł z gadaniem do wron jest idiotyczny, ale wzięłam głęboki wdech i wierząc dziadkowi zwróciłam się do dziesiątek wpatrzonych we mnie oczu:
-Dzień dobry paniom i panom…
Wyraz dziobów ptaków nie zmienił się, za to Pit na dole umierał ze śmiechu. Nawet tu słyszałam jego parskanie.
-Nazywam się Klara Brandenburg…- kontynuowałam niepewnie- i chciałam spytać, czy znacie Narratora?
Jak na wezwanie ( czyli w tym przypadku na słowo „Narrator”) ptaszyska poderwały się do lotu i już wkrótce unosiła się przede mną chmura wron. Niezdolna się poruszyć patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. Nagle wrony rozsiadły się po gałęziach a przede mną pojawiła się dziwna postać, która wyglądała jak karzeł w zielonym kapelusiku. Skłoniła przede mną głowę, po czym powiedziała:
-Dzień dobry, panno Klaro. To ja jestem Narratorem. Jak przypuszczam, przyszłaś tu po to, abym cię oczyścił.
-C…c…co?- wymamrotałam.- Jak to „oczyścił”?
-To znaczy- Narrator uśmiechnął się- że będziesz widziała wszystkie magiczne stworzenia ukrywające się w tym lesie.
-Jak to magiczne? Czyli ten las naprawdę skrywa jakieś mroczne sekrety…-resztę zdania wypowiedziałam szeptem.- Ale jak chcesz to zrobić? Wolałabym, żeby jakiś niegodny zaufania karzeł nie kazał mi pić jakiejś Bóg wie, jakiej zielonej substancji…
-Ależ nie!- wykrzyknął Narrator.- Robi się to w inny, bezpieczny sposób. Ale najpierw: zgadza się pani czy nie?
Zgadzam się czy nie? Musiałam chwilę pomyśleć. Mój umysł wciąż był trochę ociemniały, w końcu siedzę właśnie na drzewie z jakimś Narratorem, który mówi mi, że w tym lesie mieszkają magiczne stworzenia i jeśli on „coś” mi zrobi wtedy je ujrzę. Cóż, od dziecka wierzyłam w magię, ale to było zbyt magiczne! Ale co mi tam…spróbuję!
-Zgadzam się!- powiedziałam stanowczo.-Czyń honory.
-W takim razie…proszę!-wykrzyknął karzełek- Narrator, po czym…splunął mi w twarz!
-Bleee!!!- krzyknęłam. Zielona maź skutecznie zakryła mi oczy, tak, że zamiast jednego, widziałam dziesięciu głupków. Zamrugałam, by po chwili zamiast licznych ptaków, do tej pory przysłuchujących się naszej rozmowie, ujrzałam… Wróżki! Setki maleńkich dziewczynek o opalizujących różnokolorowych skrzydełkach siedziało na gałęziach akacji i śmiało się z mojego losu oplutej nieszczęśniczki.
-T…t…To niesamowite!- wyszeptałam. Przysunęłam się do najbliższej wróżki i podstawiłam palec pod jej maleńką nóżkę. Mała wróżka uśmiechnęła się do mnie sympatycznie i zsunęła się na mój palec. Podniosłam ją ku twarzy, by lepiej się przyjrzeć. Mała miała na sobie cieniutką sukieneczkę, zrobioną z jakiegoś materiału mieniącego się różnymi odcieniami zieleni. Na jej nóżkach połyskiwały maleńkie sandałki, a jej nadgarstki, szyję i uszy zdobiła biżuteria w najróżniejszej postaci. Magiczna istotka posiadała długie do pasa blond włosy, i, co mnie najbardziej zdumiało, żółte oczy. Wyglądała jak cudo. Z rozczarowaniem nawinęłam na palec drugiej ręki kosmyk moich czarnych loków. Ech, jak niektórzy mają dobrze!
-To prawda!- zwróciłam się do Narratora.- W tym lesie istnieją magiczne stworzenia! Pokażesz mi ich więcej?- byłam tak podekscytowana, jakbym miała dostać nowy rower (nawiasem mówiąc, przydałby mi się).
-Hola, hola! Najpierw druga wskazówka!- Narrator wyraźnie nie był zadowolony z mojego pośpiechu. –Dziadek panienki wyraźnie prosił, bym ją panience przekazał.- To mówiąc podszedł do mnie i wręczył mi świstek papieru.-Czytaj.-nakazał.
Sęk tkwił w tym, że miałam do niego aż cztery prośby. Karteczka mogła poczekać. W myślach układałam sobie plan:
1.Zapytać, o co chodzi z tą cała karteczkadą.
2.Zobaczyć więcej magicznych stworzeń.
3.Spytać, kim on właściwie jest?
4.Do jasnej ciasnej; dziadek żyje czy nie?!!!!
-No więc- zaczęłam, wykręcając ręce- chodzi o to, że najpierw mam do ciebie cztery sprawy. Najpierw proszę o to, byś wyjaśnił mi, o co chodzi z tymi karteczkami.
-Słucham?- karzeł skrzywił się.- Takie uprawnienia ma tylko twój dziadek!
Sprawa czwarta odhaczona. Dziadek żyje!
-Czyli mam przez to rozumieć, że się z nim spotkam?
- Może.- Narrator wzruszył ramionami.- To zależy, czy wykonasz zadania. Jest ich trzy. Pierwsze skończone, odnalazłaś mnie i zostałaś oczyszczona. Drugie zawiera ta kartka, więc przeczytaj ją wreszcie!!!
Chyba nadszarpnęłam trochę jego cierpliwość, pomyślałam.
CDN.

Wiem, że masakra. :heart:

www.apartamentywrzosowe.pun.pl www.fis.pun.pl www.shahrukh-juhi.pun.pl www.heksa.pun.pl www.woman-ultimate.pun.pl