Minjami - 10-11-12 11:07:16

to jest mój pierwszy przeze mnie napisany tekst tego typu  ( wcześniej pisałam tylko opowiadania do szkoły ;) ) ale mam nadzieję, że się wam spodoba :)




Prolog
  24.08.1998 r
  Łysy mężczyzna siedział przy biurku w swoim gabinecie. Przeglądał zgłoszenia nowych dzieci, westchnął. Niestety, była tylko dwójka i to na dodatek taka, która nie wiadomo czy będzie współpracować. Cóż a może jednak nie będzie aż tak źle? Nabory będą jeszcze za rok, tylko że nowych zawsze jest mało, dwójka to i tak sukces. Mimo to miał nadzieję, że dojdą jeszcze jakieś dzieci, w przeciwnym razie mogą mieć z tą parką nie lada problemy. Znów westchną. Kiedy wybrano go na to stanowisko był świadom, że będą trudne sytuacje, ale nie przypuszczał, że tego typu.
  Wyprostował się na krześle. Wiedział, że za chwile do jego gabinetu wpadnie Corry, jego zastępca, wiedział również, czego będzie dotyczyła rozmowa.
-Dzień dobry Markus, wyglądasz dziś wspaniale, poza tym zmartwionym wyrazem twarzy. Więc już wiesz? Ehh nie martw się jakoś sobie z tym damy radę zobaczysz. Te, te dzieciaki , szkoda gadać może one będą inne, może...- przerwał by złapać oddech i się zastanowić, może co, zmuszą te rodziny do współpracy, wątpliwe- sam nie wiem, koniec naborów na ten rok ale jest przyszły i kolejne nabory, a i 2/3 lata różnicy jak będą to nic się nie stanie. Mimo to na nowe dzieciaki nie mamy co liczyć, to byłby cud.Nie, trzeba wymyślić coś innego, ale mamy na to jeszcze 14 lat. A może za rok również przybędzie dwójka nowych i wtedy ich wymieszamy?- zapytał z nadzieją.
- Możliwe, lecz jeżeli tak się nie stanie to będziemy mieć problem.
- Tak i to spory, ale nie martwy się na zaś dobra? Coś wymyślimy, na pewno.
- Tak, na pewno...-westchnął.   
  -Oj weś obróć tego banana, za chwile spotkanie z radą, nie możesz im się tak przecież pokazać-Corry zaczął się krzątać w poszukiwaniu kubka – zaraz zrobimy ci herbatkę i od razu będzie lepiej, zobaczysz. Zresztą to ja będę musiał się zajmować tymi dziećmi, powinienem się bardziej martwić, nie?
-No tak niby tak, ale…
-Żadnego ale, Markus, teraz wypijesz tę herbatę- Corry podał mu napój dziwnie się przy tym uśmiechając, nie uszło do uwadze Markusa.
-Dobra gadaj czegoś mi tam dosypał.
-Widzisz już się prawie śmiejesz, mówiłem, że herbata podziała.
  Markus wziął napar, powąchał, spojrzał na Corriego i pomyślał, że mimo różnicy wieku i zawodu on zawsze wie co mu pomorze, uświadomił sobie iż jest to jego najlepszy przyjaciel. Wypił herbatę, była pyszna i o dziwo od razu zaczął myśleć jasno. Tak zdecydowanie Corry mu tam coś dosypał.
-Wypiłem herbatkę, teraz pora na posiedzenie rady, chodźmy.
Corry wstał razem z Markusem i wyszli ramię w ramię by razem wytłumaczyć sytuację radzie.
-Ej, Markus…
-Tak? Śpieszmy się, rada nie może czekać.
-Ta dziewczyna, to prawda, że urodziła się o 12.00.00 podczas zaćmienia księżyca?
-Tak podczas zaćmienia i około 12.00 nie mamy jeszcze pewności co do sekund, mimo to podejrzewam, że będzie miała aż 3 mentorów. Prawdopodobnie jednym z nich będę ja.
  Corry’ego zatkało i dopóki nie doszli na salę nie odezwał się już ani słowem.










Rozdział 1
„Pierwsze koty za płoty”

  -Nie, ale jak ona mogła, powinna mi powiedzieć!- Jestem wściekła, strasznie wściekła na moją mamę-Powinna, ale tego nie zrobiła!
-Rozmawiałaś z nią?- Kochana Christine zawsze mnie pociesza, ( mimo iż wie, że nie zawsze da radę) ona działa cuda, jak czosnek na mój oddech, tyle, że ona w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
-Tak, powiedziała, że nie chciała mnie martwić, że wiedziała, że się przejmę i dlatego nie zamartwiła mnie na zaś. Dobra, to rozumiem, ale dlaczego powiedziała mi tydzień przed. Dlaczego nie miesiąc, dwa?
-Bo wtedy zachowywałabyś się tak jak teraz, z tą różnicą, że trwałoby to dłużej. A tak to ja jestem jej przynajmniej wdzięczna, bo przez te dwa miesiące miałam spokój.
  Może i ma rację? Może i mama chciała dobrze? W końcu bądź, co bądź, ale trochę się zna. Wie, co powiedzieć w danym momencie.
Dziwi mnie jedynie to, że się zgodziła, nie powinna. Ale musiała. Tak mi powiedziała, że nie było innego wyjścia.
-Wiesz, co w tym najśmieszniejszego? ON również teraz czuje się tak jak ja. Dokładnie tak samo.
-Tak masz rację Shopie, ciesz się z tego i zapomnij o własnym bólu.
-Ok. Zapominam, ale idziemy na lody, ty stawiasz.
-Zgoda, jeżeli nie będziesz marudzić.
-Mamo wychodzę!-uśmiechnęłam się w potwierdzeniu do Christine.
-Dobra skarbie, ale wróć na kolację i zobaczysz, będzie dobrze.-Zawsze musi się tak o mnie troszczyć, ale to nawet dobrze. Humor już mi się poprawia.

  Poszłyśmy do mojej ulubionej lodziarni, sprzedają tam głównie sorbety, które uwielbiam. Oczywiście na poprawę złego samopoczucia zawsze biorę lody czekoladowe ( w ogromnych ilościach, biedna Christine musi za to zapłacić) oczywiście i tych tu nie brakuje.
  Ja zamówiłam oczywiście ogromny puchar moich okazyjnych lodów czekoladowych z orzechową posypką i miodową polewą, a Christine malinowe z kawałkami owoców. Usiadłyśmy przy stoliku na dworze, z dwoma krzesłami, by nikt się do nas nie dosiadł.
  Gdy zaczęłyśmy jeść Chris zamarła z łyżką w połowie drogi do ust, patrzyła się za mnie.
-Ej, co tam…
-Nie odwracaj się, Nicolas…
-Co? Nie! Dlaczego akurat teraz, dlaczego tu?-wściekłam się, co on tu w ogóle robi.
-Nie odwracaj się to cie nie zobaczy i zaraz wyjdziemy.
-Straciłam apetyt, idę do łazienki. Jak zjesz to po mnie przyjdź. Ja dziś wyjątkowo za te lody ci oddam kase.
  Weszłam do łazienki, przynajmniej nie śmierdzi, posiedzę tu chwile.
Też sobie wybrał moment. Mam z nim ostatecznie spędzić dużo czasu, mógłby mi trochę odpuścić. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam poprawiać makijaż. Nie, zaczęłam się malować, dawny make up się już zmył. Tak, jestem zadowolona.
W takim razie teraz wejdę do kabiny. Telefon zostawiłam przy stoliku, będę się nudzić. Ale przecież nie wrócę się tam, co to, to nie. Poczekam, Christine mi go przyniesie.
-Sophie, już jestem wyłaź, idziemy.-wreszcie jest, już zaczynało mi się tu nudzic.
-Idę, idę. Masz mój telefon?
-Co ty byś beze mnie zrobiła? Oczywiście.- Mówiłam już jak ja ją kocham? Nie muszę się tam wracać. Wielki uff.
-Zginęłabym powolną bolesną śmiercią bez telefonu.
-Zapewne. Patrzał się, wyglądał na tak szczęśliwego, że nas spotkał, jak ty. Niestety przepraszam, ale muszę to powiedzieć- ciacho. Mała zaczniesz go niedługo lubić, zobaczysz.
-Nie, oni wszyscy są okropni on zapewne wyjątkiem nie jest.
-Nie znasz go, wygląda na miłego.-miałam nadzieję, że to będzie prawda.
  - Wygląda. Wyczuwam na odległość, że to mój wróg.
Tak jak wyczuwałam, że może jest jakaś szansa, że może być inny niż jego rodzina. Więc wyczuwam dwie rzeczy, która się okaże prawda to już jego interes. Dziwne skąd te przeczucia? Możliwe, że to są te przejawy mocy, o których mówiła mama. Ale nie mówiła jakie.
-Ale, czuję również, że może być moim przeznaczeniem . Wszystko zależy od jego wyboru. Ciekawe jakiego…-skąd niby mam to przeczucie?
-Nie wiesz?
-Nie, nie wiem nawet skąd mam to przeczucie. Podejrzewam, że jest to związane z moimi tajemniczymi mocami…
-Możliwe, a teraz choć na kolację do ciebie.
-Już? Nie za wcześnie?-nie chciałam jeszcze wracać, ale nie miałam wyboru.
-A mamy coś innego do roboty? I jak go poznasz to mi opowiedz. Ej a ma brata?
-Przestań, nie wygłupiaj się i nie wiem.
-Ale się uśmiechnęłaś.-Jak ona to robi, rozmawiamy na temat który mnie dołuje, a mimo to się uśmiecham.



-O, co tak wcześnie? Sorki dziewczyny, ale kolacji nie mam jeszcze gotowej, musicie poczekać.- powiedziała mama przepraszającym tonem.
-Dobrze mamo, poczekamy.
-Coś cie gryzie mała, mów.
No skoro tak ładnie prosi, powiedzieć czy nie? No chyba to zrobię wole żeby wiedziała, w końcu jest wtajemniczona.
-Spotkałyśmy GO.
-Tego drugiego, Nicolasa? Biedactwo, dziwie ci się, że trzymasz się tak dzielnie. Kurczę, dziwię się, że jesteś taka spokojna.
-Mam być dzielna mamuś, pamiętasz?-Zaśmiałyśmy się wszystkie trzy.
  Dobry nastrój już dziś mnie nie opuszczał. Nie śniły mi się nawet żadne koszmary, sen był wyjątkowo miły, spokojny i wyspałam się.
 

Następny dzień zapowiadał się normalnie. Cieszyłam się tym póki mogłam, moje życie całkiem niedługo miało się zmienić nie do poznania. Mama mówi, że będą starać się, żeby moje życie było jak najnormalniejsze. Tym bardziej, że mam jakieś nadzwyczajne moce. Ja ani ona nie wiemy o jakie moce może chodzić. Kategorycznie muszę spotkać się z którąś z babci ( obie były magami) i wyjaśnić parę spraw. Tak, ale muszę to zrobić jeszcze w tym tygodniu. W poniedziałek pierwszy raz idę do akademii. Więc do poniedziałku mogę zachować pozory normalnego życia. Jakie to trudne, chodzi mi o tą akademię, te moce nad którymi nie potrafię jeszcze zapanować, ten cały Nicolas . To chyba on jest w tym wszystkim najtrudniejszy. Nie wiem co o tym sądzić, z jednej strony nasze rodziny prowadzą odwieczny konflikt, z drugiej czuję, że to nie będzie takie jak sobie wyobrażam.
Muszę wyjść wreszcie spod tego prysznica bo do reszty popsuję sobie dzień.
   Zjadłam śniadanie i z zamiarem zadzwonienia do mamy mojej mamy( do niej pierwszej, ponieważ jest mi bliższa) podeszłam do telefonu stacjonarnego. Uświadomiłam sobie, że przecież go zlikwidowaliśmy, cóż muszę zadzwonić ze swojej komórki.
-Halo? Babcia?
-Tak, cześć skarbie, podejrzewałam, że zadzwonisz.
-Więc wiesz w jakiej sprawie dzwonię?
-Tak, w sprawie akademii magii. Chcesz się spotkać i wszystko wyjaśnić. Jaki termin ci odpowiada kochana?-Ona zawsze wie takie rzeczy, kiedyś się zastanawiałam skąd. Od niedawna wiem.
-Może by tak dzisiaj? Masz czas babciu? Proszę.-Powiedziałam strasznie błagalnym tonem.
-Oczywiście przyjdź dziś na obiad jeżeli chcesz.
-Na pewno będę. Pa babciu całuję, do zobaczenia.
Odłożyłam słuchawkę i poszłam na śniadanie. Wreszcie dowiem się czegoś porządnego, z wiarygodnego źródła.

www.shahrukh-juhi.pun.pl www.bakuganbrawlers.pun.pl www.woman-ultimate.pun.pl www.fis.pun.pl www.heksa.pun.pl