Trochę długie, ale mam nadzieję że się spodoba :)
Prolog Nastawał świt. Pierwsze promienie słońca muskały marmurowe kolumny pałacu, a poranny wiatr rozwiewał włosy dwóch sylwetek spacerujących po wzgórzach. Była tam dziewczynka o brązowych włosach i o oczach czarnych niczym noc, oraz niewiele starszy od niej blond włosy chłopiec o niezwykle błękitnych oczach. Szli spokojnie obok siebie podziwiając widoki. - Co to za zapach? - spytał nagle zaniepokojony chłopiec. - Dym - wyszeptała dziewczyna odwracając się. Niebo było całe szare, osłaniając tą barwą widok z najmroczniejszego koszmaru. Budynki za pałacem stały w płomieniach. Co chwilę powietrze przecinały tysiące strzał, szczęk oręża był dosłyszalny nawet z tej odległości, a gdzieś w oddali zabrzmiał dźwięk rogu. Dzieci spojrzały na siebie, dobyły mieczy i pobiegły w kierunku bitwy. Po kilku minutach, gdy byli już przed Pałacem drogę zagrodził im lord Bell. - Lordzie co się stało? - spytał chłopak. - Brat twojego ojca wypowiedział nam wojnę... Aladarze, nie mamy czasu musimy uciekać... - Nie! - przerwał mu - Ja jestem następcą tronu, a nie tchórzem!... Przerwał czując na sobie karcące spojrzenie swojego nauczyciela. - Pamiętam o tym, Aladarze i oni również o tym wiedzą, nie zabiją cię, ale wezmą do niewoli i dlatego musimy cię ukryć. Książę schował miecz, by niechętnie ruszyć za lordem. Uszedł kilka kroków, odwrócił się i podszedł do dziewczyny. Stała przed wejściem na dziedziniec ze spuszczoną głową. - Greitsien - szepnął - proszę, wyrusz ze mną. - Mój panie, przebacz mi, lecz moje miejsce jest tutaj, na Avalonie. - Więc czy wolno mi cię o coś poprosić? - Zawsze i wszędzie, Mój Panie. - Obiecaj mi - powiedział książę chwytając ją za dłoń - że mnie nie zapomnisz, Avalonu, a co najważniejsze pozostaniesz wierna Wielkiemu Skrzydlatemu Lwu... proszę - Przysięgam, Mój Panie - rzekła poważnym tonem. - Obiecuję że cię odnajdę - wyszeptał jej do ucha. Po tych słowach, Aladar uniósł jej twarz tak by spojrzała w błękit jego oczu. Gdy ich usta dzieliły zaledwie centymetry, książę poczuł jak jego przyjaciółka drży, a jej serce przyśpiesza. I usłyszała jego głos: - W imię Lwa, Greitsien. Po czym puścił jej dłoń i odszedł wraz z lordem, zostawiając ją. Odwróciła się i wbiegła na dziedziniec, tłumiąc swe myśli szczękiem oręża i odgłosami bitwy. Wielkiej Bitwy.
Czekam na Wasze opinie
|