#31 28-10-12 16:29:34

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Asengan

Podaj mi na pw fabułę ;)

Rozdział 10
"Odnalezieni kochankowie"





- Chcę się z nim zobaczyć! - powtórzyłam Bóg wie, który już raz.

- Panienko, proszę... - powtarzał jeden z żołnierzy.

Chwyciłam się za biodra i twardo spojrzałam mu w oczy.

- Jestem księżniczką i masz wykonać moje polecenia. A więc rozkazuję ci, wpuść mnie do środka!

- Przykro mi, ale Aman stanowczo zabronił wpuszczania kogokolwiek oprócz lekarzy i Tantala.

Westchnęłam. Minęły dwa tygodnie, a mi wciąż zabraniano spotykania się z Ajay'em. Powtarzano mi, że był bardzo długo przetrzymywany i torturowany i teraz potrzebuje spokoju. Wiedziałam jednak, że on mnie potrzebuje. Starałam się do niego dostać na wszelkie sposoby. Zaczynając od błagań i kończąc na podstępach. Niestety, ale za każdym razem mi się nie udawało. Ajay był zbyt dobrze strzeżony. W sumie co się dziwić. On ma być tym, który pomoże mi w walce. Tym, z którym będę miała szansę wygrać.

- Niech ci będzie. - powiedziałam sfrustrowana i odeszłam.

Ruszyłam w stronę ogrodu z nadzieją, że właśnie tam spotkam Jev'a. Nie myliłam się. Ćwiczył walkę mieczem przy przepięknej fontannie. Patrzyłam na niego oczarowana pięknie wyrzeźbioną klatką piersiową. Jego mięśnie naprężały się przy każdym wymachu bronią, co sprawiało, iż wyglądał jeszcze bardziej ponętnie. Spojrzał na mnie, a ja poczułam jak zaczynam się rumienić.

- No, no. Nie wiedziałem, że taki z ciebie podglądacz - zaśmiał się i odłożył miecz. - Wszystko w porządku? - spytał.

- Nie chcą mnie wpuścić do Ajay'a. - poskarżyłam się i podeszłam bliżej.

Jev tylko westchnął i odchylił głowę do tyłu.

- No tak. Mogłem się spodziewać, że chodzi o niego. - rzekł w końcu.

- Dlaczego nikomu nie pozwalają nawet się do niego zbliżyć? - zapytałam siadając na ławeczce.

- Cóż. - zaczął Jev przysiadając się do mnie. - Rany Ajay'a są jeszcze paskudniejsze niż nam się wydawało. Naran musiał na nim stosować naprawdę potężną magię. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że Ajay był jego królikiem doświadczalnym.

- Naran to świnia. - powiedziałam, a śmiech Jeva rozszedł się po całym ogrodzie.

- No, no. Cięta riposta. - rzekł. - Ale masz rację.

Nastało długie i przytłaczające milczenie. Spojrzałam w oczy mojego rysia i spostrzegłam, że czegoś ode mnie oczekują. Jednak nie byłam dokładnie pewna czego. Jev przybliżył się powoli i zaczął muskać kciukiem mój policzek. Jego twarz spoważniała.

- Co on takiego w sobie ma, czego nie mam ja? - zapytał szeptem i przybliżył się do mnie.

Nasze wargi zetknęły się w ciepłym pocałunku. Zesztywniałam nie wiedząc co mam robić. Jednak Jev nie dawał za wygraną. Składał lekkie pocałunki to na moją szyję, to na moje policzki, to na moje usta. Zszokowana pozwalałam mu na to. Nie chciałam go odpychać, ale nie chciałam go całować. Po prostu zastygłam w bezruchu.

W końcu Jev dał za wygraną i odsunął się ode mnie. Widząc szok na mojej twarzy, posmutniał.

- Nigdy więcej... tego nie rób. - powiedziałam drżącym głosem.

- Wybacz. Nie wiem co mnie na...

Nie dokończył, gdyż stanął przed nami Tantal. Spojrzał na nas i uniósł brew.

- Nie przeszkadzam? Może przyjdę później?

- Ależ nie, mistrzu. Mów, co się dzieje? - powiedziałam podrywając się z ławeczki i podchodząc do magika. Chciałam teraz być jak najdalej Jev'a.

- Cóż, skoro tak mówicie. Musimy wyruszyć do Lasu Czterech Żywiołów.

- Las Czterech Żywiołów? - zapytałam.

- Tak. W tamtym miejscu ponoć powstali Ganimowie. Każdy z nich ma w sobie jeden z podstawowych żywiołów: ogień, ziemia, woda i powietrze. Ajay włada ogniem, a Jev ziemią. Tak więc muszą posiąść wiedzę władania jeszcze dwoma żywiołami, abyśmy mieli szanse w walce z Naranem.

- Ale jak mają się tego nauczyć?

- W lesie mieszka najstarszy i najmądrzejszy czarownik Asenganu. Jeden z Pięciu.

- Pięciu?

- Tak. Pomagali oni Ganimanowi w tworzeniu Ganimów. Czterech z nich władało podstawowymi żywiołami, a piąty władał wszystkimi naraz. To właśnie on mieszka w Lesie.

- Rozumiem. Kiedy mielibyśmy wyruszyć? - zapytałam.

Tantal podrapał się po długiej brodzie i rzekł:

- Możliwie jak najszybciej. Dobrze by było, gdybyśmy wyruszyli jeszcze dzisiaj. Co wy na to?

Spojrzałam na Jeva, jednak ten tylko wzruszył ramionami.

- Róbcie co uważacie za słuszne. - powiedział.

- No cóż. Więc ruszamy dzisiaj. Wróćcie do zamku i przygotujcie się. Droga do lasu zajmie nam dwa, może trzy dni. Jednak zostaniemy tam trochę dłużej.

Po tych słowach odszedł wraz z Jev'em, a ja ruszyłam w stronę zamku. Wpadłam jak burza i zaczęłam pakować najważniejsze rzeczy. Nawet nie zauważyłam, gdy w progu stanął on.

- Mogę?

Uśmiechnęłam się i poczułam jak serce wywija mi porządnego kozła.

- Oczywiście, Ajay.

Mężczyzna wszedł i zamkną za sobą drzwi. Zaczął się rozglądać po pokoju, a ja stałam i patrzyłam na niego jak zaczarowana. Wyglądał o niebo lepiej. Nabrał trochę kształtów, rany poznikały, a oczy znów odzyskały swój naturalny, jasnozielony kolor. Był ubrany w fioletową koszulę i jasne, luźne spodnie. Po chwili zauważyłam coś jeszcze. Jego włosy były idealnie przystrzyżone i teraz Ajay wyglądał jeszcze seksowniej.

Uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej.

- Zapomniałem ci podziękować za ratunek. - wyszeptał mi do ucha.

Westchnęłam i przytuliłam się do jego umięśnionej klatki piersiowej kładąc dłoń w miejscu, gdzie biło jego serce. Tulił mnie tak do siebie, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że muszę się spakować do podróży. Oderwałam się od niego i wróciłam do przerwanej czynności. Usłyszałam, jak Ajay się śmieje.

- Widzę, że bardzo ci się śpieszy.

- Tak, nie. Znaczy, chcę być po prostu gotowa. - powiedziałam.

Ajay usiadł na łóżku i przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Cały czas czułam na sobie spojrzenie zielonych oczu. W końcu skończyłam i otarłam czoło.

- No, gotowe. A ty nie idziesz?

- Nie.

Otworzyłam oczy ze zdziwienia.

- Jak to!? Musisz wyruszyć z nami! - powiedziałam oburzona, jednak on zaczął się śmiać.

- Nawet nie wiesz jak łatwo cię nabrać.

Chwyciłam się za biodra i posłałam mu groźne spojrzenie. Ajay uniósł ręce do góry i uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Już miałam się wyprostować, gdy Ajay mnie pociągnął na swoje kolana. Posłałam mu znaczące spojrzenie, jednak on tylko pocałował mnie w policzek i przytulił do siebie. Tak naprawdę chciałam, aby to zrobił. Chciałam być jak najbliżej jego. Z nim moje życie nabierało sensu. Było mi z nim tak dobrze i ciepło, że w końcu powiedziałam to, czego jeszcze nigdy nie wyznałam nikomu:

- Kocham Cię, Ajay.

Ganim znieruchomiał. Odsunął mnie od siebie i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Ja ciebie też. Zawsze. - rzekł w końcu. - Nigdy o tobie nie zapomniałem i czekałem, aż w końcu się pojawisz i dotrzymasz obietnicy.

- Ajay, o czym ty mówisz? - zapytałam zdziwiona.

- Minęło tyle lat, a ty wciąż mnie kochasz.

Wciąż zdziwiona zeszłam z jego kolan. Co on miał na myśli? Jaka obietnica? Przecież nigdy wcześniej go nie znałam. I wtedy spostrzegłam coś na jego szyi, jakiś naszyjnik. Wytężyłam wzrok i zobaczyłam na nim niebo i słońce. I wtedy coś do mnie dotarło. Ajay miał ponad kilkaset lat, naszyjnik, zgodne bicie naszych serc, pasujące do siebie symbole, pasujące do siebie... imiona...

- Anamitria i Aakash. - szepnęłam i spojrzałam w jego zielone oczy. - To ty jesteś Aakash, prawda?

- Tak. A ty najdroższa, Anamitria. Wróciłaś do mnie. Tak jak mi to obiecywałaś przed czterystoma laty.


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

#32 31-10-12 18:51:02

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Asengan

Rozdział 11
"Historia Anamitry i Aakasha"


Znów spojrzałam w piękne oczy mojego ukochanego. Przybrały barwę brudnej zieleni, były pełne niepokoju i strachu, ale jednocześnie szczęścia i miłości.

- Jesteś, znów możemy być razem - powiedział po dłuższej chwili milczenia.

Mimo to nie odezwałam się. Stałam cały czas jak słup soli zbyt sparaliżowana jego wyznaniem, aby cokolwiek zrobić lub powiedzieć. Ajay wstał, podszedł do mnie i chwycił moje dłonie, które czule ucałował. Jego oczy znów spotkały się z moimi. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech od dobrych kilku sekund. Wypuściłam powoli powietrze z płuc i poczułam się trochę lepiej.

- Najdroższa, wiesz, że nie musisz się mnie bać. Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy - powiedział spokojnym tonem.

- Jak to możliwe? - wydobyłam z siebie cichy, ledwie dosłyszalny pisk. - Nie mogę być Anamitrią, to... niemożliwe.

Ajay westchnął ciężko i zmarszczył czoło. W końcu chwycił mnie w objęcia i poczułam na swoich wargach ciepło, gdy jego usta zetknęły się z moimi. Jednak nie całował mnie jak zawsze. Ten pocałunek znacznie się różnił, był dziki i namiętny. Było w nim pełno tęsknoty, miłości i obietnic. Nie mogąc się dłużej powstrzymać zarzuciłam ręce na jego szyję i przyciągnęłam go lekko do siebie, a on przycisnął mnie do swojej piersi. Nagle świat zniknął, byłam tylko ja i on. Czas stanął w miejscu. W końcu Ajay odsunął się ode mnie i przesunął palcem po mojej wardze wyginając ją lekko do dołu.

- Już wiem co zrobić. Chcesz wiedzieć jak to możliwe?

Kiwnęłam głową. Oczywiście, że chciałam. On tylko popchnął mnie lekko w stronę łóżka. Usiadłam, a Ajay chwycił moją głowę i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Zamknij powieki. Przeniosę cię do tamtych czasów.

Posłusznie wykonałam jego polecenie i położyłam się. Poczułam ciepło i lekki zawrót głowy. Jednak nie otworzyłam oczu. Za bardzo pragnęłam poznać prawdę. Po nie długim czasie poczułam, że nie leżę już na łóżku tylko na trawie. Otworzyłam oczy i ujrzałam piękne, fioletowe niebo. Podniosłam się z trudem i chwyciłam za głowę. Ból rozsadzał moją czaszkę zupełnie tak, jakby ktoś dokonał w niej prania mózgu. Rozejrzałam się dookoła, by zorientować się gdzie właściwie się znalazłam. Jednak coś mi tu nie pasowało.

Dookoła były przepiękne rośliny, których nigdy w Asenganie nie widziałam. Drzewa również były o wiele większe od tych, które spotkałam wcześniej. Moje oczy dalej kontynuowały swoją podróż. Nie trudno było stwierdzić, że nie jest to ten Asengan, w którym byłam wcześniej. Było tu o wiele spokojniej. Wstałam i, chwiejąc się na nogach, ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie dokładnie idę. Jednak moje nogi same mnie niosły, a ja im ufałam.

W końcu, po dłuższym marszu, usłyszałam jakiś hałas. Coś podobnego do jarmarku, na który chodziłam z mamą co niedziela. Boże, jak ja za nią tęsknię. Po kilku minutach znalazłam się w wielkim tłumie ludzi otoczona straganami. Wszyscy mówili coś w zupełnie nieznanym mi języku. Jednak po niedługim czasie zaczynałam powoli wszystko rozumieć. Dzięki Ajay - pomyślałam. Nagle coś przykuło moją uwagę, a raczej ktoś. Mianowicie ja.

Stałam z wielkim koszem i przyglądałam się jakimś owocom przypominającym szaron. Byłam piękna, zupełnie inna niż teraz. Jednak wiedziałam, że to byłam ja. Podeszłam bliżej i machnęłam sobie przed oczami. Jednak tamta Alice nawet się nie ruszyła.

- Uwaga! - usłyszałam za sobą wrzask, a potem coś walnęło w drugą mnie.

Odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam jego. Był piękny. Odziany w zieloną szatę, która podkreślała kolor jego pięknych oczu. Uśmiechnęłam się i krzyknęłam jego imię, jednak on mnie nie usłyszał. To muszą być wspomnienia Ajaya - pomyślałam.

- Ty... idioto! - wrzasnęłam tamta ja. - Mógłbyś trochę uważać!

- Wybacz mi ślicznotko. Nie moja wina, że nawet piłka do ciebie lgnie - odpowiedział z kpiącym uśmieszkiem.

Ja natomiast prychnęłam i posłałam mu pełne wściekłości spojrzenie.

- Jestem księżniczką tego miasta i radzę ci, odzywaj się do mnie!

- A cóż księżniczka robi na straganie!? - zapytał zdziwiony i znów się uśmiechnął.

- Nie twój interes - prychnęłam.

- Cóż, proszę mi wybaczyć wielmożna pani. A tak na marginesie, nazywam się Aakash.

- Mam w nosie twoje imię - syknęłam.

- Naprawdę? Nie widać.

- Uważaj sobie - syknęłam i odeszłam oburzona.

Zaśmiałam się pod nosem. Druga ja była naprawdę uparta. Jednak widziałam po niej, że tak naprawdę polubiła Ajay'a. Po chwili obraz się zmienił, a ja znalazłam się na pagórku. Tuż przede mną i Ajay'em. Siedzieli obok siebie i... całowali się. Wytrzeszczyłam oczy. Nigdy bym nie sądziła, że po czymś takim mogłabym całować jak idiotka faceta, który mnie ośmieszał. Jednak to właśnie się działo. Anamitria chwyciła Aakasha za włosy i przyciągnęła go do siebie jeszcze bardziej.

- Kocham cię - powiedziała oddychając ciężko.

- Ja ciebie też, sanam

- Haha, już nie pokazuj, że tak dobrze znasz języki - powiedziałam pod nosem.

Jednak on mnie nie usłyszał. Anamitria położyła dłoń na sercu ukochanego i spojrzała mu w oczy.

- Przysięgnij mi coś najdroższa - rzekł.

- Co?

- Obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz. Że już zawsze będziemy razem.

- Przysięgam - wyszeptała Anamitria. - Jednak ty też coś mi obiecaj, sanam

- Zrobię wszystko o co tylko poprosisz...

- Gdy umrę, umieść kawałek mojego serca w tym naszyjniku.

Anamitria wyciągnęła dłoń. Po chwili dostrzegłam maleńki wisiorek, ten sam, który miał Ajay. Aakash spojrzał na niego, a potem na ukochaną.

- Nawet tak nie mów. Nigdy nie umrzesz - rzekł.

- Obiecaj mi to - naciskała kobieta.

W końcu Ajay kiwnął głową na znak, że się zgadza.

- Jednak - zaczął. - Gdybym to ja odszedł pierwszy, ty zrobisz to samo

Anamitria również kiwnęła głową. Ich wargi znów się połączyły, a ja poczułam, że przeskakuję do kolejnego wspomnienia.

Tym razem wokół mnie unosił się dym i smród spalonych ciał. Dostrzegłam przed sobą klękającego Ajaya, który mnie trzymał w objęciach i lekko kołysał. Mnie, a może raczej moje martwe ciało. Co chwila słyszałam, jak błagał abym nie umierała. Z warg Anamitry wydobył się cichy dźwięk, jednak usłyszałam co mówi.

- Czekaj na mnie, obiecuję, że wrócę i razem pokonamy Narana

Po tych słowach klatka piersiowa Anamitry przestała się unosić, a Aakash wybuchł głośnym szlochem. Cała ta scena ścisnęła moje serce, aż w końcu sama zaczęłam szlochać. I wtedy cała pamięć zaczęła wracać. Wszystkie wspomnienia Anamitry wpychały się do mojej głowy, aż w końcu pamiętałam już wszystko. Jednak znów poczułam, jak zmienia się wspomnienie.

Tym razem byłam w niewielkim pomieszczeniu oświetlanym przez jedną lampkę. Zobaczyłam przy stole dwóch mężczyzn. Jednego natychmiast rozpoznałam, był to Aakash. Jednak nie wiedziałam kim dokładnie jest ten drugi.

- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? Nie będzie już odwrotu - odezwał się nieznajomy.

Ajay pochylił się na krześle i rzekł:

- Jestem tego pewny bardziej niż czegokolwiek innego. Nie będę żałował. Nie mam już nic do stracenia.

- Bycie Ganimem niesie również za sobą cierpienia. Aakash, zastanów się. Z ciebie może wyrosnąć naprawdę pożądny mężczyzna. Zostając Ganimem zatracisz część swojego człowieczeństwa. To nie pomoże ci zapomnieć o Anamitrii.

- Nie chcę o niej zapomnieć. To jak Ganimanie, zgadzasz się? Możesz drugiej takiej osoby nie znaleźć.

Mężczyzna chwycił się za podbródek i zastanowił się przez chwilę. Po chwili kiwnął głową i wyciągnął rękę. Aakash zrobił to samo i uścisnęli sobie wzajemnie dłonie, a ja poczułam, iż po mału wychodzę ze wspomnień Ajay'a.


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

#33 31-10-12 18:56:35

 Minjami

Anamika

44324206
Skąd: Ostóda :D
Zarejestrowany: 28-10-12
Posty: 700
Punktów :   
Ulubiona postać: nwm wszystkie kocham 
Ulubiona część: 1,2,3 :P
WWW

Re: Asengan

Dzięki za nowy rozdział :D : * 
Świetnie piszesz :D Też próbowałam ale z tobą nie mam się nawet co równać :D Miszczu jesteś :P : **


http://24.media.tumblr.com/tumblr_m86waqFYRC1rcidgso1_500.gif

Offline

 

#34 02-11-12 11:30:19

 Alisun

Administrator

Zarejestrowany: 21-07-12
Posty: 1003
Punktów :   
Ulubiona postać: Kishan/Damon
Ulubiona część: wszystkie

Re: Asengan

Minjami napisał:

Dzięki za nowy rozdział :D : *
Świetnie piszesz :D Też próbowałam ale z tobą nie mam się nawet co równać :D Miszczu jesteś :P : **

Podpisuję się pod tym :p :
1. thx za nowy rozdział
2. bajecznie wręcz piszesz (nie dziwie się, bo masz mózg humana :D )
3. też próbuję, ale wiem, że nawet porównywać się do ciebie nie mogę xd
4. Mój sensei w całej okazałości ^w^


"-Chciałem być odważny, tak jak ty...
-Jestem odważny, kiedy trzeba, odwaga to nie jest narażanie się bez potrzeby
-Ale ty się nie boisz niczego!  -Dziś się bałem...   -Dziś?
-Tak, bałem się, że cię stracę" ~Lion King

Offline

 

#35 02-11-12 16:43:18

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Asengan

Heh, no bez przesady xd Ale moim marzeniem jest kiedyś rozwinąć bardziej Asengan i wydać go, jako książkę xd Tak wg nie wiem czy nie zrobić kilka części.

Rozdział 12
"Las Czterech Żywiołów"


Siedziałam na jego kolanach wtulona w jego pierś. Uśmiechałam się sama do siebie, a on kołysał mnie to w prawo, to w lewo. Odnalazłam to, czego tak bardzo pragnęło moje serce. To, czego tak bardzo mi brakowało. Ajay był przy mnie, mój i tylko mój, a jego miłość należała do mnie. Wiedziałam, że już nigdy nie pokocha żadnej innej kobiety. Nie dlatego, że był Ganimem, ale dlatego, że ja i on byliśmy jedną duszą umieszczoną w dwóch ciałach. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. A wraz z nią on i ja. Jednak po chwili do pomieszczenia wszedł Tantal. Uśmiechnął się widząc nas razem i rzekł.

- Widzę, że wszystko się ułożyło. Witamy znów, księżniczko Anamitrio.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i znów wtuliłam się w pierś mojego geparda, tym razem mocniej.

- Musimy już ruszać - szepnął mi do ucha.

- Dobrze - powiedziałam i niechętnie zeszłam z jego kolan.

Chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Jev, widząc nas, odwrócił wzrok i zaczął patrzeć w zupełnie innym kierunku. Chciałam do niego podejść i wszystko mu wyjaśnić. Powiedzieć, że wciąż jesteśmy przyjaciółmi i zależy mi na nim, ale nie umiałam tego obrać w słowa. Tak więc podeszłam do niego i poklepałam lekko po ramieniu. W tym samym czasie Ajay i Tantal poszli po nasze rzeczy.

- Wszystko gra, Jev?

- Tak - skłamał.

- Jev - zaczęłam jednak on mi przerwał.

- Wiem, Alice. Wiem kim jesteś naprawdę. Nie bez powodu opowiedziałem ci historię Aakasha i Anamitry.

- Co? - powiedziałam i otworzyłam szeroko oczy.

- Chciałem, abyś o tym wiedziała. Nie wiem czemu. Może po prostu chciałem sprawdzić czy mam u ciebie jakieś szanse. Jednak, gdy widziałem jak zachowujesz się na samą wzmiankę o nim. Jak uśmiechasz się do niego, zaczynałem żałować mojej zbytniej pewności. Może gdybym ci tej historii nie opowiedział, gdybyś nie wiedziała o tej miłości, losy potoczyłby się inaczej i należałabyś teraz do mnie, nie do niego.

Spuściłam głowę i poczułam jak w oczach wzbiera mi się potok łez. Nie chciałam go zranić, lubiłam go. Jednak nie umiałam go pokochać. Wiem, że teraz będzie to wręcz niemożliwe. Pamiętam wszystko, co przeżywała Anamitria i wiem, że nigdy nie umiałabym zostawić Aakasha. Jednak miałam również wyrzuty sumienia. Jev się naprawdę we mnie zakochał, a to oznaczało, iż już nigdy nie spojrzy na inną kobietę, że to mnie już zawsze będzie pożądał i nie będzie umiał ze mnie zrezygnować.

- Jev, naprawdę mi przykro.

- Mnie również.

Po chwili dołączyli do nas Ajay i Tantal z wielkimi plecakami. Już miałam sięgnąć po swój, gdy nagle Ajay chwycił go płynnym ruchem, zarzucił sobie na ramię i uśmiechnął się do mnie ty łobuzerskim uśmiechem. Pokazałam mu żartobliwie język, chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy.

Już po kilku godzinach zdałam sobie sprawę, że droga będzie ciężka. Nogi mnie bolały, chciało mi się pić, a przed nami było jeszcze kilka dni drogi. Oddychałam ciężko, nie chciałam się poddać i pokazać im, że jestem słaba. Mimo to padłam uradowana na ziemię, gdy Tantal nakazał przerwę. Wzięłam od Jev'a miseczkę z wodą i zaczęłam pić powoli pozwalając, aby chłodny płyn pieścił moje gardło.

- Zmęczona? - zapytał Jev siadając obok.

- Nie - odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z Ajay'a, który usilnie coś tłumaczył czarodziejowi.

Jev również zerknął w ich stronę i westchnął ciężko.

- Nie mogłabyś troszkę przyhamować? - zaczął.

- Ale co? - zapytałam z osłupieniem i przeniosłam wzrok na brązowe oczy Jev'a.

- Przyhamuj z Ajay'em, błagam. Daj też szansę mi. Nie mogę patrzeć na was, nie mogę patrzeć na waszą miłość, bo wiem, że to ja powinienem cię mieć. On miał już swoje pięć minut, czas na mnie. Alice, błagam. Daj mi szansę.

Uniosłam dłoń. Spojrzałam mu twardo w oczy i powoli powiedziałam.

- Jev, wiem, że to co do mnie czujesz to najszczersza miłość. Dziękuję, że obdarzyłeś mnie tym pięknym uczuciem, ale ty też musisz coś zrozumieć. Kocham Ajay'a, nie ciebie. Było tak na długo przed tobą, jeszcze zanim powstali Ganimowie. Teraz już wszystko pamiętam, zarówno to kim jestem, jak i to, że Ajay zawsze mieszkał w moim sercu. Przykro mi Jev, ze muszę cię zawieść. Nie kocham cię, przykro mi, naprawdę - zamilkłam, gdyż właśnie podszedł do nas Tantal.

- Ajay mówi, że powinniśmy iść dalej. Jednak ja uważam, że należy zrobić postój ze względu na Alice. Co o tym sądzicie?

- Hmm... jestem za postojem - rzekłam.

- Ja też - dodał Jev.

- Ajay, postanowione. Zostajemy. - krzyknął Tantal.

Ajay tylko prychną. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przybrał postać geparda. Podeszłam do niego i pogłaskałam go za uszami. Mój Tygrys zawsze to uwielbiał, szkoda tylko, że został potrącony przez samochód. Zamiast mnie drapać lepiej byś zrobiła, gdybyś dała mi buziaka usłyszałam w myślach. Zaśmiałam się i pocałowałam go w wilgotny nochal. Ajay mruknął i w mojej głowie znów pojawiła się myśl - No, teraz o wiele lepiej. Idę na zwiady, nie wiadomo czy nie czają się tu pachołki Narana. Opiekuj się nimi, szczególnie Jev'em. Wrócę niebawem. Ani się obejrzałam, a on już zniknął w krzakach.

Następnego dnia słońce nie dawało mi spokoju. Grzało niemiłosiernie, a ja czułam jak powoli zaczyna mnie boleć głowa. Jev robił wszystko, aby poczuła się bardziej komfortowo, nawet zaproponował, że mnie poniesie. Jednak ja twardo trzymałam się swojego zdania. Byłam na niego zła. Przez jego słowa poprzedniego wieczoru zaczynałam się nienawidzić, a w głowie kłębiło mi się jedno pytanie: czy faktycznie mogłabym porzucić Ajay'a i spróbować życia z Jev'em? Nie, moje serce od zawsze należało do Aakasha, a może raczej do Ajay'a. Tego byłam pewna. Nagle Tantal się zatrzymał i zaczął nasłuchiwać. Ja i Jev zrobiliśmy to samo. Po chwili zauważyliśmy biegnące w naszą stronę stado potworów.

- Żołnierze Narana. Brawo Ajay, naprawdę dobrze sprawdziłeś okolice - wysyczał Jev, przybrał postać rysia i ruszył na napastników.

Dobyłam miecza i zaczęłam przypominać sobie wszystko, czego do tej pory się nauczyłam. Pozwól, aby broń stała się częścią ciebie. Pozwól, aby nad tobą zawładnęła powtarzałam w myślach i pchnęłam mieczem w powietrze. Ostrze wbiło się w brzuch jednej z bestii, z którego zaczęła sączyć się czarna, śmierdząca maź. Skrzywiłam się, jednak nie było czasu. Machnęłam mieczem i zabiłam kolejnego potwora. Powtórzyłam ten czyn jeszcze kilka razy, jednak siły szybko mnie opuszczały. W końcu poczułam uderzenie w tył pleców i padłam nie mogąc złapać powietrza. Jednak zdążyłam się przewrócić na plecy i zadać jeszcze jeden cios napastnikowi. Jednak wiedziałam, że już dłużej nie mogę. Zabijanie i walka nie leżały w mojej naturze. Upuściłam miecz i zamknęłam oczy, co ma być to będzie. Po chwili do moich nozdrzy wdarł się obrzydliwy smród. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak jeden z potworów unosi topór gotowy zadać mi cios prosto w klatkę piersiową. I wtedy przed moimi oczami zaczęły pojawiać się przeróżne obrazy. Mama, tata, Logan, Jev i w końcu Ajay. Odwróciłam głowę i zobaczyłam przepiękny las i zrozumiałam, że prawie dotarliśmy do celu.

- Giń, śmieciu - usłyszałam obrzydliwy głos, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy.

Zobaczyłam, jak piękny gepard z zielonymi oczami biegnie w moją stronę. Uniosłam dłoń, by ostatni raz go dotknąć i rzekłam.

- Żegnaj, Ajay - usłyszałam cichy dźwięk wydobywający się z gepardziego gardła i po chwili nastała ciemność.


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

#36 02-11-12 18:43:20

 Minjami

Anamika

44324206
Skąd: Ostóda :D
Zarejestrowany: 28-10-12
Posty: 700
Punktów :   
Ulubiona postać: nwm wszystkie kocham 
Ulubiona część: 1,2,3 :P
WWW

Re: Asengan

tak zrób tak to jest bardzo dobry pomysł : *
(i z wydaniem i z kilkoma częściami ;)  )

Ostatnio edytowany przez Minjami (02-11-12 18:44:09)


http://24.media.tumblr.com/tumblr_m86waqFYRC1rcidgso1_500.gif

Offline

 

#37 02-11-12 20:29:22

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Asengan

Tylko nie za bardzo wiem o czym miałyby być następne xd Ale coś się wymyśli. W końcu większość ludzi mówi, że mam obszerną wyobraźnię ;3


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

#38 02-11-12 20:57:24

 Minjami

Anamika

44324206
Skąd: Ostóda :D
Zarejestrowany: 28-10-12
Posty: 700
Punktów :   
Ulubiona postać: nwm wszystkie kocham 
Ulubiona część: 1,2,3 :P
WWW

Re: Asengan

a wyobraźnia nie ma końca, wymyślisz coś na pewno :D  wierzę w ciebie ;)


http://24.media.tumblr.com/tumblr_m86waqFYRC1rcidgso1_500.gif

Offline

 

#39 02-11-12 21:28:51

 Tigra

Zagubiony w dżungli

Skąd: Poznań
Zarejestrowany: 30-10-12
Posty: 197
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren
Ulubiona część: czekam
Ulubiona para KT: Ren&Kelsey

Re: Asengan

Świetnie napisane, wciągająca historia... Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!!!

Ostatnio edytowany przez Tigra (03-11-12 22:22:42)

Offline

 

#40 02-11-12 21:43:24

 Minjami

Anamika

44324206
Skąd: Ostóda :D
Zarejestrowany: 28-10-12
Posty: 700
Punktów :   
Ulubiona postać: nwm wszystkie kocham 
Ulubiona część: 1,2,3 :P
WWW

Re: Asengan

ja też, z dziką chęcią bd czytać :D


http://24.media.tumblr.com/tumblr_m86waqFYRC1rcidgso1_500.gif

Offline

 

#41 04-11-12 18:38:49

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Asengan

UWAGA: Najarałam się znowu na "Szeptem", tak więc mogą (ale nie muszą) pojawiać się bardziej... intymne sceny. Czytacie na własną odpowiedzialność xD

Rozdział 13
"Mistrz Lorens"


Otworzyłam oczy, jednak po chwili znów je zamknęłam. Kręciło mi się w głowie, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Czułam posmak jakiegoś obrzydliwego płynu. Krwi? Nie, to było coś innego, ale równie obrzydliwego. Może nawet bardziej niż krew. Po chwili w głowie pojawiła mi się mroczna myśl, czy umarłam? Czy jestem żywa? A może jestem czymś w stylu wampira i utknęłam pomiędzy światami? Nie miałam sił, by otworzyć powieki. Jednak udało mi się wyszeptać jedno słowo: Ajay.

Usłyszałam, jak coś obok mnie się rusza. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że leżę i ktoś mocno ściska moją dłoń. Po chwili usłyszałam cichy, zaspany głos Ajay'a:

- Jestem tu, najdroższa. Nie bój się. Jesteś bezpieczna.

- Gdzie - przełknęłam z trudem ślinę. - Gdzie ja jestem?

- W hacie mistrza Lorensa. Uratował cię.

Spróbowałam unieść powiekę, jednak nadaremno.

- Mistrza Lorensa?

- Tak, kochanie. To on jest mistrzem czterech żywiołów, to on ma uczyć mnie, Jev'a i... ciebie.

- Mnie?

- Tak. Mówi, że masz w sobie potężną moc. Być może nawet potężniejszą od niego samego.

Poczułam, jak Ajay kładzie swoją dłoń na moim czole i lekko mnie głaszcze. Uśmiechnęłam się mimo woli. Chwyciłam ją i ucałowałam najczulej, jak tylko potrafiłam. Wręcz fizycznie poczułam, jak Ajay się uśmiecha.

- Alice...

- Hmm?

- Kocham cię - szepnął mi do ucha, a ja poczułam przyjemne mrowienie.

- Ja ciebie też. Od zawsze i na zawsze - rzekłam i przekręciłam się na bok w stronę, z której dobiegał jego głos.

Znów spróbowałam unieść powieki. Ból głowy trochę miną i nie było mi już tak ciężko. Powoli i z trudem otworzyłam oczy, a przede mną ukazała się uśmiechnięta twarz mojego wojownika. Jego zielone oczy były przepełnione miłością i opiekuńczością. Spostrzegłam, że klęka on przed moim łóżkiem. Odwzajemniłam uśmiech i odgarnęłam mu grzywkę z czoła. Jak mogłam nie pamiętać przez tyle lat tak cudownego mężczyzny? Ajay westchnął, pochylił się i lekko skubnął moje wargi. Roześmiałam się.

- Co mnie gryziesz?

- Smakuję moją zdobycz - odpowiedział i znów przygryzł moją dolną wargę. - Mmm... smakujesz... przepysznie.

Klepnęłam go lekko w ramię.

- Pff, uważaj sobie, kolego - zagroziłam żartobliwie.

- Prześpij się jeszcze, musisz odzyskać trochę sił.

Po tych słowach Ajay wstał. Już miałam zaprotestować i prosić go, aby został, gdy on nagle obszedł łózko, położył się obok i przykrył nas ciepłym, milusim kocem. Poczułam spokój i błogość, przytuliłam się do jego klatki piersiowej i usnęłam.

Obudził mnie głośny huk. Mruknęłam coś pod nosem i wyciągnęłam rękę szukając Ajay'a. Jednak nie było go. Otworzyłam oczy, wstałam i rozejrzałam się dookoła. Po chwili do moich uszu dobiegł kolejny huk. Wstałam i, chwiejąc się jeszcze na miękkich jak galareta nogach, ruszyłam w stronę drzwi. Słońce było już w zenicie. Uniosłam dłoń robiąc sobie à la daszek i ujrzałam walczących Jev'a i Ajay'a. Z ich dłoni raz po raz wylatywały potężne kule o przeróżnych barwach. Jedne czerwone, jedne niebieskie, a jeszcze inne zielone i brązowe.

- No proszę, nasza śpiąca królewna wstała - usłyszałam nieznany mi głos i dopiero po chwili zauważyłam Tantala i nieznanego mi mężczyznę.

Był o wiele młodszy od Tantala, może nawet był w wieku na jaki wyglądali Ajay i Jev. Promieniował uśmiechem. Pokazał mi gestem, że mam do niego podejść. Tak też zrobiłam. Gdy stanęliśmy twarzą w twarz zaczął mi się bacznie przyglądać. Poczułam, że się rumienię. Nie odwracając głowy spojrzałam w stronę Ajay'a, który gotował się z zazdrości. Nie martw się, posłałam mu myśl. On jednak tylko prychnął i wrócił do ćwiczeń wraz z Jev'em.

- Cóż... młoda, silna i ponętna - ocenił mężczyzna - Z miłą chęcią będę cię uczył. Ale może najpierw się poznajmy, nazywam się Lorens i jestem tak zwanym mistrzem czterech żywiołów: ziemi, ognia, powietrza i wody.

Wytrzeszczyłam oczy.

- Ty jesteś... mistrzem czterech żywiołów?

- Owszem. Spodziewałaś się pewnie kogoś podobnego do Tantala.

- Cóż... tak, właściwie tak. Przecież ty masz... kilkaset lat.

- Owszem, ale to tylko iluzja - mówiąc to rozświetlił się, zupełnie tak jak Ajay i Jev, gdy zmieniali się w zwierzęta, i nagle ukazał mi się starzec - Czy teraz lepiej?

Kiwnęłam głową. Mistrz Lorens poklepał mnie po ramieniu i wskazał polankę, na której teraz walczył gepard i ryś. Lorens westchnął patrząc na dwa koty.

- Ach, tęskniłem za tym widokiem. Już się bałem, że nigdy nie zobaczę tych pięknych stworzeń - rzekł i usiadł na trawie.

Ja i Tantal zrobiliśmy to samo. Patrzyłam w milczeniu, jak Ganimowie walczą ze sobą raz przybierając ludzkie postacie, a raz jako dwa wielkie koty. Jev prezentował się znakomicie. Co chwila z ziemi wydostawały się plączą, które skutecznie uniemożliwiały Ajay'owi ruch. Gdy już oboje padli zmęczeni Lorens klasną w dłonie i stwierdził, że już czas na kolację.

Składała się ona z samych owoców i warzyw, gdyż, jak wyjaśnił, prawdziwy czarodziej nie powinien jeść mięsa, gdyż powinien się cieszyć tym, z czym jest tak silnie związany - z naturą. Jednak musiałam przyznać, że mus z szaronu i wywar z liści orzecha włoskiego pieścił moje podniebienie. Zawsze chciałam zostać wegetarianką i przyznam, że chyba by mi się to udało. Po kolacji udałam się na górę. Umyłam się w niewielkiej wanience, założyłam piękną kremową tunikę i położyłam się do łóżka. Leżałam tak myśląc nad moją przyszłością, którą być może spędzę z Ajay'em. Zamknęłam oczy i z uśmiechem zaczęłam wspominać chwile, gdy ja byłam Anamitrią, a on Aakashem. Cieszyłam się, że je odzyskałam. Nawet nie zauważyłam, gdy wszedł Ajay i znalazł się obok mojego łóżka.

- Chciałem tylko życzyć ci dobrej nocy, najdroższa.

- Czy mógłbyś wymyślić dla mnie jakąś inną ksywkę? 'Najdroższa' już dawno wyszło z mody.

- Ksywka? A co to?

- Cóż... ksywka, to inaczej przezwisko.

- Ale ja cię nie przezywam.

- Nie w tym sensie - rzekłam - Ksywka, to tak jakby... nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć. To taki, pseudonim.

- Aha - powiedział Ajay i podrapał się po brodzie - Czyli co?

- Po prostu wymyśl coś innego niż 'najdroższa', okey?

- A co ci w tym przeszkadza?

- Jest, trochę dziwne - powiedziałam lekko rozdrażniona.

Ajay zastanowił się na chwilę. W końcu spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i rzekł.

- A może być enkeli?

- A cóż to u licha oznacza!?

- To po fińsku 'anioł' - powiedział z uśmiechem.

-  Już wolę to twoje "najdroższa"... zaraz! To w Aseganie są języki takie same, jak na Ziemi?

- A coś ty myślała? - zaśmiał się - Jak sądzisz skąd znam angielski?

Zamiast mu odpowiedzieć, chwyciłam do za kark i lekko przyciągnęłam do siebie.

- Zamiast ze mną dyskutować lepiej byś zrobił, gdybyś dał mi buziaka - powiedziałam z triumfalnym uśmiechem.

- Złodziejka - rzekł Ajay i lekko mnie pocałował.

Z uśmiechem na ustach przyciągnęłam go do siebie jeszcze bardziej, aż znalazł się przy mnie. Nie przerywając pocałunku usiadłam okrakiem na jego umięśnionym brzuchu ciesząc się wspólną chwilą i miłosnym uniesieniem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się tak czuła. Ajay był niebezpieczny, ale jednocześnie ciepły. W końcu, z niechęcią, oderwałam się od niego. Zeszłam z jego brzucha i ułożyłam się wygodnie przy nim. Położyłam dłoń i policzek na jego torsie i odeszłam w krainę snów.


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

#42 04-11-12 21:15:06

 Tigra

Zagubiony w dżungli

Skąd: Poznań
Zarejestrowany: 30-10-12
Posty: 197
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren
Ulubiona część: czekam
Ulubiona para KT: Ren&Kelsey

Re: Asengan

Ale mi tam intymne! Czytałam gorętsze... bohaterowie byli już bez ciuszków i zabierali się do igraszek!

Offline

 

#43 04-11-12 21:51:20

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Asengan

Ale to jeszcze nie to :p Poczekaj, nie wiem czy wg się odważę, ale ostrzegam już z góry xD


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

#44 04-11-12 22:18:07

 Tigra

Zagubiony w dżungli

Skąd: Poznań
Zarejestrowany: 30-10-12
Posty: 197
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren
Ulubiona część: czekam
Ulubiona para KT: Ren&Kelsey

Re: Asengan

Nie przejmuj się! Jak chcesz to pierwsza wstawię coś bardziej gorącego. W skali od 1 do 10, to będzie jakieś 3, no może 4. Mam kilka pikantniejszych, ale nie mam ich jeszcze przepisanych na kompa.

Offline

 

#45 08-11-12 16:25:10

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Asengan

Rozdział 14
"Zdrada"


Kolejne dni mijały mi dość szybko. Lorens nie pozwalał odpoczywać ani mnie, ani Ganimom. Czasami odnosiłam wrażenie, że jest dla mnie jeszcze ostrzejszy niż dla nich. Uczył mnie przedziwnych słów w zupełnie nieznanym mi języku. Pokazywał różne gesty, które miały przywołać odpowiednie zaklęcie. Jednak ani razu nie udało mi się wyczarować chociaż małego płomyczka lub maleńkiej roślinki. Za każdym razem, gdy mi nie wychodziło i się złościłam Ajay pocieszał mnie w myślach, podchodził i mnie przytulał lub po prostu spojrzał na mnie tak, jak to tylko on potrafi.

Właśnie siedziałam na drewnianym krześle i popijałam coś w stylu herbaty, gdy koło mnie stanął Jev. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się słabo.

- Czy tylko on umie wywołać na twojej twarzy p r a w d z i w y uśmiech? - zapytał.

- Proszę cię, nie mam na to ochoty.

- Na co?

- Na kłótnie - powiedziałam stanowczo.

Jev tylko westchną, wyszeptał coś i usiadł obok krzesła. Siedzieliśmy tak w milczeniu, aż w końcu odezwałam się pierwsza.

- Jak sądzisz, uda nam się?

- Co?

- Pokonać Narana.

- Nie wiem - rzekł po chwili zastanowienia. - Mam nadzieję, że tak i że nikt z nas nie ucierpi.

Znów nastała cisza, którą co chwila przerywało cykanie świerszczy. Spojrzałam na Jev'a, który bacznie przyglądał się czemuś w oddali. Poczułam żal, bo wiedziałam, że moja obecność sprawia mu jednocześnie radość i ból. Chwyciłam jego dłoń i pocałowałam go w skroń najczulej, jak tyko umiałam.

- Jev - zawahałam się dosłownie na sekundę, jednak po chwili znów wznowiłam. - Jev, wiem, że mnie kochasz, ale... może to tylko złudzenie serca. Czasem i tak się zdarza, moż... - umilkłam pod groźnym spojrzeniem brązowych oczu.

- Złudzenie serca, tak? Złudzenie serca!? Alice, myślisz, że nie wiem czego pragnę, że nie wiem kogo pożąda moje serce? Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie. Kto jak kto, ale Ganim jest zawsze pewny swoich uczuć. U nas nie ma czegoś takiego, jak 'złudzenie serca'. Zakochujemy się raz, a porządnie. Ale ty nigdy tego nie zrozumiesz - fuknął.

Przestraszyłam się i już więcej się nie odezwałam. Nagle oblicze Jev'a złagodniało i znów miałam przed sobą swojego przyjaciela. Jego oczy przepełniła troska. Wyciągnął dłoń w stronę mojego policzka, by za chwilę ją cofnąć. Nagle otuliło mnie nieznane dotąd uczucie, które wpadło jak huragan i porwało część moich myśli i być może nawet serca. I wtedy poczułam naglącą potrzebę pocałowania go, ot tak. Nachyliłam się i, zanim zdążyłam się rozmyślić, musnęłam wargami jego usta.

Złączył nas gorący pocałunek. Zeszłam z krzesła, by być bliżej niego. Wszystkie moje myśli odeszły w najciemniejszy kąt. Poczułam, jak Jev pochłania mnie w całości. Jednak nie bałam się wkroczyć w tą otchłań i postanowiłam się kompletnie oddać mojemu rysiowi. Z trudem odsunęłam się od niego i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam.

- Wow, nie sądziłem, że kiedykolwiek obdarujesz mnie czymś takim - zaśmiał się pod nosem.

Zeszłam z jego kolan i szybkim krokiem odeszłam na drugą stronę, jak najdalej od niego.

- Jev, nie powinnam tego robić. Błagam, niech to zostanie między nami.

- No dobrze - rzekł z niechęciom. - Ale pamiętaj o jednym, mam bardzo dobrą pamięć.

Po tych słowach wszedł do domku i zostawił mnie z własną głupotą. Jak mogłam to zrobić? Miałam tylko nadzieję, że Ajay nic nie widział i nie dowie się od nikogo o tym, co przed chwilą tu zaszło. Po chwili i ja weszłam do pomieszczenia i odetchnęłam z ulgą, gdyż Ajay uśmiechnął się do mnie najwyraźniej o niczym nie wiedząc.

Jednak nie umiałam już zachowywać się przy nim tak, jak dawniej. Denerwowałam się za każdym razem, gdy był obok. Gdy tylko chciał mnie pocałować wymigiwałam się twierdząc, iż muszę coś zrobić. W końcu Ajay nie wytrzymał i podczas jednego z naszych spotkań zapytał.

- Alice, co się z tobą dzieje? Dobrze się czujesz?

- Hmm? - powiedziałam rozkojarzona. - Ach, tak. Czuję się świetnie.

- Nie sądzę, mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.

Spojrzałam na niego przerażona, czyżby wiedział?

- Nic przed tobą nie ukrywam, Ajay - rzekłam drżącym głosem.

- Nic a nic?

- Nic a nic

- Więc pocałuj mnie. Tu i teraz - nakazał. - Skoro nie masz nic do ukrycia, to chyba jeden całus nie będzie problemem?

Nachylił się gotów do pocałunku. Już miałam zrobić to samo, bardzo tego chciałam. Jednak nagle coś się we mnie poruszyło. Odsunęłam się, przeprosiłam i uciekłam ze łzami w oczach.

Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam głośno szlochać. Nagle świat stracił barwy. Miałam wrażenie, że Ajay się ode mnie oddala. Biegłam, by go dogonić i już, już prawie go miałam, jednak on zawsze pozostawał krok dalej. Zamknęłam oczy i starał się skupić na cudownych chwilach z Ajay'em. Jednak za każdym razem spotykałam się z pustką.

- Alice? - usłyszałam cichy, miękki głos Jev'a.

Poczułam jak siada obok mnie i głaszcze po głowie. Odwróciłam się w jego stronę zalana łzami i po chwili tuliłam się do jego klatki piersiowej.

- Co się dzieje? - zapytał.

- Nie wiem - szepnęłam wciąż szlochając. - Chyba... chyba się zagubiłam. Okazuje się, że to ja nie wiem czego chce moje serce.

- Nieprawda. Serce zawsze chce jednego. Czasami jednak nie umiemy tego dostrzec, ktoś musi nam pomóc.

Chwycił moją brodę i podniósł do góry. Spojrzał mi głęboko w oczy i wyszeptał dwa cudowne słowa, które sprawiły, że serce wywinęło mi porządnego kozła. Poddałam się chwili i zrobiłam coś, co sobie stanowczo zakazałam. Pocałowałam go czule dziękując mu za to, że po prostu tu jest. Jev mruknął z zadowoleniem i otulił mnie swoimi ramionami. Jednak ta chwila nie trwała zbyt długo, bo po chwili usłyszałam gniewny głos Ajay'a.

- Ach, a więc oto chodzi. Już wiem co się tu dzieje. - syknął.

- Ajay, wybacz, ja...

- Nic nie mów! - wrzasnął. - Najwidoczniej się pomyliłem, nie jesteś Anamitrią, ona n i g d y by mnie nie zdradziła, nigdy!

- Ajay... - zaczęłam, jednak on znów mi przerwał.

- Dobrze się bawiłaś moimi uczuciami, miło było!? Mam nadzieję, że nie - w jego oczach pojawiły się łzy. - Myślałem, że mnie kochasz, że dotrzymałaś obietnicy. Ale nie, najwidoczniej pomyliłem się co do ciebie i... siebie. Wszystkie te lata były błędem, poświęcenie mojego człowieczeństwa również. Głupi czekałem kilkaset lat, aby teraz oglądać cię w ramionach... tego. - syknął i wskazał na Jev'a.

Oderwałam się od niego i podeszłam do Ajay'a. Chciałam złagodzić sytuację i chwycić jego twarz w dłonie. Jednak on się tylko odsunął, splunął i rzekł przepełnionym jadem głosem.

- Brzydzę się tobą - powiedział i wyszedł.


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.naruto-arena-x.pun.pl www.wyjazddoaustrii.pun.pl www.gothicmodding.pun.pl www.wampiria.pun.pl www.heavenarmy.pun.pl