#1 27-05-13 19:40:15

 Clint Hawkeye

Zwiedzający

41235498
Skąd: Stany Zjednoczone
Zarejestrowany: 23-05-13
Posty: 15
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren
Ulubiona część: 4
Ulubiona para KT: Dhiren+ Kelsey

Historia pewnego Imperium...

Zapraszam do przeczytania. ;)




Zmierzchało się już, a na zewnątrz szalała burza. James wparował do chatki mokry i wściekły.
Odrzucił kaptur z głowy i przelustrował wzrokiem pokój.
Trzech rosłych mężczyzn patrzyło się nań wyczekująco.
Wściekły mężczyzna stanął na środku pokoju, a ręka odruchowo spoczęła na rękojeści miecza w pochwie.
-Czy Twoi durni informatorzy wspomnieli coś o zasadzce?!
Wykrzyknął James do nikogo konkretnego, a w małej chatce nastała jeszcze większa cisza.
Jeden z mężczyzn wstał z ociąganiem.
-Nic nie mówili, ale..- nie zdążył dokończyć przyszpilony do ściany zakrwawionym mieczem Jamesa.
-Ten miecz..- wyszeptał złowrogo- zabrał więcej istnień niż miał, więc jedno więcej nie zrobi różnicy. Następnym razem racz sprawdzić dawane ci informacje przez te kretyńskie psy, dobrze?
Mężczyzna szybko pokiwał kilkukrotnie głową w potwierdzeniu.
James opuścił wolno miecz i schował go, lecz wciąż patrzył na niego wściekle.
Ogień w kominku trzaskał przyjemnie. Emocje powoli opadły, a James uspokajał się.
Zdjął czarny płaszcz i powiesił obok kominka, aby wysechł.
Usiadł przy stole.
-Macie tu wodę?- spytał szeptem, lecz w tej ciszy było słychać każdy oddech.
Soler wstał szybko ze swojego miejsca i trzęsącymi się rękami nalał wody w drewniany kubek wyłożony od środka zwierzęcą skórą.
Postawił go przed przybyłym, a James wypił wszystko jednym duszkiem. Usiadł okrakiem na ławce, wyciągnął miecz, ostrzałkę i zaczął go ostrzyć.
Mężczyźni odprężeni znajomym dźwiękiem odważyli się zagadać.
-Co się w ogóle stało, James?- spytał Ray, ten którego James zaatakował mieczem. Mężczyzna westchnął.
-Stałem na cyplu. Pode mną rozciągał się obóz Luara.
Wszystko wyglądało tak, jak zwykle. Paliły się pochodnie, ludzie chodzili- pod bronią, ale to normalne. Jedyne, co mnie zaniepokoiło, to ilość ludzi. Zwykle chodziło ich więcej o tej porze, ale myślałem, że w związku z jutrzejszym wymarszem są po prostu w namiotach. Rozerzy i Forkarzy wybiegli na mój znam z przyległego lasu. Rzucali pochodnie na namioty, a mój wzrok spoczął na namiocie Luara.
Z niego wybiegł uzbrojony Luar ze skoordynowanym wojskiem. Łucznicy wystrzelili pierwszą salwę. Między jeźdźcami i Forkarami wybuchło zamieszanie. Część poszła do walki, a niektórzy cofnęli się do lasu. Zsunąłem się z cypla i ruszyłem do walki, nie będę wdawał się w szczegóły, ale to była przegrana walka. Ostatnie, co widziałem, to jak Forkar tnie po piersi Luara, a potem sam ginie. Uciekłem. Wszyscy, którzy zostali, zginęli.
James schował ostrzałkę i miecz do pochwy.
Spojrzał po słuchaczach i wzruszył ramionami.
-Jest tu coś do jedzenia?
-Będziesz musiał zjeść na zamku.- powiedział Ray, niszcząc nadzieje Jamesa na coś ciepłego do jedzenia.- Dowódca kazał ci przyjść.
Mężczyzna zaniepokoił się.
-Chodzi o ten atak?- zagadnął ostrożnie.
Han, który do tej pory milczał, rozwiał wątpliwości:
-Nie jestem pewien, ale dzień po twoim wyjeździe, do zamku zawitał nieznajomy. Może o niego chodzić.
-Jaki nieznajomy?- spytał James.
-Skąd mamy wiedzieć. Idź to się dowiesz.
Mężczyzna przyjrzał się dokładnie rozmówcom. W końcu wstał i sięgnął po płaszcz.
-Nawet nie zdążył wyschnąć.- mruknął.- Wybacz, Ray, że ci groziłem. Poniosło mnie.
Zagrzmiało, a przeproszony mężczyzna ujrzał okazję na małe RANDE VU. Machnął ręką.
-Miłej podróży.- Ray wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
James zwężył oczy i zacisnął usta. Zarzucił mokry płaszcz na plecy i kaptur na głowę. Uniósł dłoń w geście pożegnania i wyszedł.
Deszcz nadal padał, a niego przeszywały błyskawice.

James odwiązał klacz od belki pod oknem i zwinnie wskoczył na siodło.
Spiął ostrogi i galopem ruszył w stronę wzgórza, na którym stał zamek Tasengard.
Mężczyzna myślał, co go tam spotka. Jego dowódca był człowiekiem o stalowej woli. Nie znosił sprzeciwu, a co dopiero niesubordynacji.
Jego brązowa klacz zarzuciła mokrą grzywą, jakby zgadzała się z nim.
Wjechał na wzgórze i jego oczom ukazał się Tasengard.
Zamek z szarej cegły i wysokimi, czterema wieżami spoglądał złowrogo na przybyłego.
James zeskoczył z konia i wszedł do zamku przez bramę. Od razu doskoczył do niego stajenny.
-O! Pan Hallcney! Zabrać konia do stajni?- spytał.
James warknął zdenerwowany.
-To klacz. Ten koń, to klacz, Joe.
Joe jest otyłym facetem, który okradnie swojego klienta przy każdej możliwej okazji. Jednak James lubił zostawiać u niego klacz. Joe jest mistrzem, jeśli chodzi o opiekę nad wierzchowcami.
-Weź ją. Owies, siano i wyczesz ją.
James rzucił mu srebrną monetę, którą wyjął przed chwilą z sakiewki.
-Się rozumie!
Joe energicznie zabrał ze sobą klacz Jamesa, a on sam ruszył do wschodniej wieży.
Postawił nogę na pierwszym stopniu i usłyszał za sobą zirytowany głos strażnika.
James przewrócił oczami i ruszył w jego stronę z udawanym uśmiechem.
-Ja do dowódcy.
-Wiem, gdzie ty idziesz, ale go nie ma. Sir Aretz jest na kolacji.
James westchnął zniecierpliwiony. Uścisnął dłoń strażnikowi i wyszedł.
Mężczyzna zdziwił się, że na niebie świeciły już gwiazdy.
Spojrzał machinalnie na bramę, która była już zamknięta.
Po placu chodzili jedynie gwardziści z pochodniami.
-"Może to i dobrze, że go nie spotkałem. Zjem coś, przebiorę się."- pomyślał James idąc do części mieszkalnej.
Szybkim krokiem doszedł do ciężkich, stalowych drzwi.
Z małym wysiłkiem otworzył je i wszedł.
Podszedł do lady, za którą siedział Grouer- syn właściciela.
Młody chłopak z czarnymi włosami i brązowymi oczami. Uważał Jamesa za bohatera Czerwonego Imperium.
-Cześć, James. Coś do pokoju przynieść?- spytał, podając w między czasie mosiężny klucz.
-Kawę i coś do jedzenia.
-Kurczak i ziemniaki? Mama właśnie zrobiła, jeszcze ciepły.
James zgodził się z niemałym zadowoleniem i ruszył po schodach.


http://img853.imageshack.us/img853/968/asdfzd.jpg
Wszystko, co piszę, co robię, co myślę- jest związane jedynie z książką.
Nie ma nic wspólnego z wiarą, osobami i przypadkami. Choć zapytany posiadam wiedzę i
na ten temat.
Young Avengers

Offline

 

#2 27-05-13 20:32:00

 Destiny

Założycielka

Zarejestrowany: 18-07-12
Posty: 1640
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren's my home
Ulubiona część: I i IV
Ulubiona para KT: Rensey
WWW

Re: Historia pewnego Imperium...

Fajne, nawet bardzo :)


Znużona, przetarłam oczy i zgniotłam poduszkę pod głową. Usłyszałam cichy głos Rena, gdy nucił naszemu nowo narodzonemu synkowi w pokoju obok. Mówił do niego łagodnie w hindi i chociaż nadal nie rozumiałam tego języka, rozpoznałam słowa, którymi Ren zwracał się do naszego synka - Mera raja beta - co oznaczało "Synku, mój mały książę".

Offline

 

#3 28-05-13 20:02:40

 Alhena

Król Rajaram

Zarejestrowany: 25-03-13
Posty: 459
Punktów :   
Ulubiona postać: Kishan
Ulubiona część: II

Re: Historia pewnego Imperium...

Fajne, fajne. Pisz dalej ;)


"Lubimy ludzi, którzy bez wahania mówią to, co myślą, pod warunkiem, że myślą to samo, co my."

Mark Twain

Offline

 

#4 30-05-13 12:57:54

 Tygrysica

Dmuchający balony

Zarejestrowany: 22-01-13
Posty: 66
Punktów :   
Ulubiona postać: Wszystkie:*
Ulubiona część: 1-4
Ulubiona para KT: Ren & Kelsey & Kishan :)

Re: Historia pewnego Imperium...

super, pisz dalej.

Offline

 

#5 04-06-13 13:09:24

 Clint Hawkeye

Zwiedzający

41235498
Skąd: Stany Zjednoczone
Zarejestrowany: 23-05-13
Posty: 15
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren
Ulubiona część: 4
Ulubiona para KT: Dhiren+ Kelsey

Re: Historia pewnego Imperium...

Części następne :)


Kamienne schody zakręcane w prawo imponowały mu, gdy dowiedział się o ich właściwościach.
Kiedy zaczynał tu praktyki nie interesowały go budowle. Przecież liczą się umiejętności, a nie kamienie.
Jednak w trakcie nauki uzmysłowił sobie, że za pomocą architektury można w prosty sposób zyskać przewagę nad przeciwnikiem.
Większość wojowników jest praworęcznych, więc schody zakręcane w prawo dają ogromną przewagę obrońcom.
Gdy nacierający idą po schodach z wyciągniętą bronią to odsłaniają lewy bok, w który obrońcom jest bardzo łatwo trafić.
Dlatego tak ważna jest umiejętność walki obiema rękoma.
James doszedł do drewnianych drzwi z wyrytym znakiem "9".
Wsunął mosiężny klucz do zamka i przekręcił. Rozległ się głośny odgłos zwalnianego mechanizmu zwielokrotnionego echem.
Mężczyzna wszedł do środka i zdjął kaptur. Prze sondował otoczenie wzrokiem i usatysfakcjonowany wszedł w głąb.
Zamknął drzwi na klucz i pozostawił go w zamku.
Wyjrzał przez okno, deszcz nie odpuszczał. James westchnął i przewrócił oczami. Dziś zdarzało mu się to wyjątkowo często. Pomieszczenie było małych rozmiarów. Po prawej od drzwi stał kominek, na wprost okno, a po lewej łóżko.
Koło kominka stał wieszak, na którym wisiał płaszcz i stały skórzane buty.
Pod łóżkiem leżała płaska skrzynia. James zdjął swój mokry płaszcz i zawiesił go na wieszaku.
Zdjął przemoczone buty i zamienił je na suche.
Przy każdym jego ruchu podłoga znajomie skrzypiała.
Ukląkł przy kominku i zabrał się za jego rozpalanie. Gdy ogień trzaskał i ogrzewał pomieszczenie, James wyciągnął skrzynkę spod łózka. Usiadł na jego skraju, wyciągnął maleńki kluczyk z kieszeni spodni i otworzył ją.
Tym razem odgłos mechanizmu był ledwie słyszalny.
Spojrzał, czy wszystko jest na swoim miejscu i nie zawiódł się.
Na płóciennym materiale leżał sztylet z czarną klingą i białym ostrzem oraz amulet.
Amulet był na czarnym rzemyku, a on sam był pazurem wykonanym ze srebra.
James polował na wiele istot z pazurami, ale ten nic mu nie przypominał.
Intrygował go, a James nie lubił, gdy o czymś nie wiedział.
Wyjął amulet i zawiesił go sobie na szyi.
Rozmasował obolałe barki i usłyszał pukanie do drzwi.
Otworzył je i zobaczył Grouera z tacą.
-Dzięki.- powiedział szybko i wziął od niego tacę.
-Nie ma sprawy.- odpowiedział, ale drzwi już się zamknęły.
James usiadł na łóżku i zaczął jeść.
W kilka chwil wypił kawę i pochłonął kurczaka. Mlasnął z zadowoleniem i przeciągnął się. Wyjrzał za okno i z zadowoleniem stwierdził, że deszcz ustał.
Stwierdził również, że o tej porze nie będzie szedł do dowódcy, więc zdjął buty i położył się spać.
Rankiem obudziło go pukanie do drzwi.
-Kto tam?!- krzyknął nie wstając z łóżka z głową w poduszce.
Za drzwiami rozległ się kobiecy głos.
-Panie Hallcney...
James od razu poznał ten głos. Wyskoczył z łóżka i dobiegł do drzwi w między czasie zakładając buty. Otworzył je i uśmiechnął się.
-Rose, miło cię widzieć! Co się stało?
Starsza siostra Grouera dygnęła i uśmiechnęła się.
-Sir Aretz prosi cię do siebie. Mam cię zaprowadzić do niego.
-Sam trafię, ale z twojego towarzystwa nie zrezygnuję. Poczekaj chwilę.
James odwrócił się i założył płaszcz.
Razem ruszyli do wschodniej wieży.
-Jak atak?
Mężczyzna mruknął coś w odpowiedzi.
-Kiepsko. Wiedzieli, że zaatakujemy.
Rose szczerze się zdziwiła.
-Sir Aretz nie będzie zadowolony.- powiedziała, ale James doskonale o tym wiedział.
-Stary gbur o wszystko obwinia mnie, a sam nie kiwnie palcem.
-Boi się, że jak nim ruszy to zniszczy zamek.- zachichotała dziewczyna.
James parsknął śmiechem, miała rację. Aretz często uważał się za silniejszego niż w rzeczywistości był.
James lubił tą młodą dziewczynę. Tylko ją tutaj tak na prawdę lubił, innych bez skrupułów by pozabijał, gdyby dostał odpowiednią ilość srebra, ale jej nie.
Ona jest nie winna w tej całej wojnie.
Zanim Rose zdążyła zadać następne pytanie zorientowali się, że są już na miejscu.
James podziękował za towarzystwo, założył kaptur i zapukał.
-Wejść!- rozległ się tubalny głos.
Mężczyzna wszedł i ukłonił się lekko.
-Hallcney! Pierwszy raz widzę cię bez broni!- zdziwił się dowódca. Zdziwienie Jamesa było równie duże.
Zapomniał przypasać sobie miecz, gdy przyszła po niego Rose. Ukrył zdziwienie i zripostował.
-Tutaj chyba nic mi nie grozi, prawda?
Dowódca zignorował sarkazm w głosie Jamesa.
-James, James...- pokręcił głową z niedowierzaniem.- Siadaj.
Mężczyzna usiadł na solidnym krześle przed biurkiem dowódcy i rozejrzał się.
Gabinet miał duży. Solidne biurko z ciemnego drewna stało na samym środku z dwoma krzesłami po obu stronach.
Na ścianie za dowódcą wisiał pejzaż.
James spojrzał na dowódcę. Miał na sobie zwykłe buty, zwykłe spodnie i koszulę. Na palcu połyskiwał złoty pierścień.
-Przyjemnie tu, co nie?- spytał Aretz licząc na lawinę pochwał.
-Trochę tu pusto.- odparł James krótko.
Dowódca zgromił go wzrokiem, na co James odpowiedział spokojnym, prawie, że nie winnym spojrzeniem.
-Raport o ataku już dostałem, ale chcę, żebyś i ty mi go napisał.
James przemilczał to.
-Mam dla ciebie dwa zadania.- powiadomił go Aretz.
-Hm?
-Słyszałeś o srebrnym pierścieniu dającym władzę nad zwierzętami?- spytał.
James zaśmiał się głośno.
-Przecież to mit! Legenda, bajka dla małych dzieci!
Dowódca wydął wargi urażony.
-Gdybyś nie był Jamesem Hallcneyem to już byś nie żył.
Mężczyzna postanowił nie odpowiadać, to się mogło źle skończyć.
-Ja wiem, że to mit.- odchrząknął dowódca.- Jednak w walce z Królem Aumanem musimy sprawdzić wszelkie sposoby na zyskanie przewagi.
Hallcney przewrócił oczami.
-Dobra. Popytam, poszukam. A ta druga sprawa?- spytał James.
-Kiedyś żyłeś z rodziną w "dobrym" Królestwie Aumana, prawda?
Wspomnienia uderzyły w Jamesa, jak wiadro zimnej wody.
On, matka i ojciec. Białe zbroje, krzyk mamy, odgłos szabli i cisza. Pamiętał, jak pięciolatek z czarnymi włosami i niebieskimi oczami upuścił drewnianego smoka, którego wystrugał mu ojciec. Figurka rozbiła się ucinając smokowi głowę.
Białe zbroje odeszły pozostawiając plamę krwi i dwa ciała.
Nie zauważyli małego chłopca.
Ręka Jamesa natknęła w kieszeni na drewniany kształt, a jego niebieskie oczy spojrzały na dowódcę jak sople- zimne.
-Co z tego?- warknął.
-Posiadasz lepsze umiejętności niż zwykły żołnierz Czerwonego Imperium. Weźmiesz pod swoje skrzydła ucznia. Nauczysz go tego wszystkiego, co ty umiesz.
James otworzył szeroko oczy i wstał gniewnie. Ciężkie krzesło przewróciło się do tyłu.
-Przecież wiesz, że nienawidzę współpracy, a w ogóle, jaki to ma związek z moim pochodzeniem?! To kara?!
Aretz uderzył pięścią w blat biurka.
-Milcz! To nie prośba, lecz rozkaz!
James zamilkł, ale wciął taksował się wzrokiem z dowódcą.
-Wejdź Joremie. powiedział nie spuszczając z oka Jamesa.
[To poza opowiadanie. UWAGA, wchodzi moja ulubiona postać.xD ]
Do sali wszedł chłopak lekko młodszy od Jamesa.
Spodnie i koszulę miał koloru jasnego brązu, skórzane buty i krótki miecz przypasany do skórzanego pasa. Brązowe włosy opadały mu na zielone oczy.
-Witam, sir Aretz. Cześć, James.- powiedział nieśmiało.
James od razu pomyślał, że szczeniak długo nie wytrzyma, a dawanie mu w kość będzie samą przyjemnością.
-Dla ciebie pan Hallcney.- warknął.
Podszedł do niego i wyciągnął rękę, jak na przywitanie.
Jednak, gdy Jorem ją pochwycił, James przekręcił ją w nadgarstku do zewnątrz, podstawił nogę i pociągnął w swoją stroną.
Jorem nie miał czasu zareagować, a gdy leżał na brzuchu James wykręcił mu rękę na plecy i przycisnął kolano do krzyża.
-Widzę, że się już poznaliście.- zaśmiał się dowódca.
-Czego cię już uczyli?- spytał James schodząc z jęczącego chłopaka.
-Walki na pięści i mieczem.
James popatrzył z obrzydzeniem na krótki miecz.
-Tym, to ty możesz obie w zębach dłubać.
-Chwila przerwy- wtrącił dowódca.- W czasie szukania pierścienia będziesz szkolił Jorema.
James machnął ręką i skierował się ku drzwiom.
Chłopak już wyszedł, a James odwrócił się w drzwiach.
-Raport napisze i przyniesie ci jeden z ocalałych Rozerów.
Aretz zmierzył go wzrokiem.
-To, że Czerwony Pan adoptował się i jesteś księciem, nie oznacza, że możesz wywinąć się od papierkowej roboty.
Czerwony Książę podniósł lewy kącik ust do góry w chytrym uśmieszku.
-Jednak oznacza, że mogę ją komuś zlecić.- powiedział i wyszedł.
James ruszył do schodów, a Jorem podreptał za nim. Mężczyźni przeszli z wieży do budynku u dotarli do pokoju Jamesa.
-Kiedy ruszamy?- spytał Jorem.
-A zaraz, tylko się spakuję.- odpowiedział lakonicznie.
Choć James tego nie widział, to Jorem wytrzeszczył oczy.
-Teraz?!
Mężczyzna westchnął zdenerwowany u przypasał sobie miecz.
Wyjął sztylet ze skrzyni i wcisnął go sobie za pas.
Pod pachę wziął zapasowy płaszcz i buty.
-Wyjdź.- nakazał James.
Chłopak posłusznie wyszedł, a Hallcney za nim.
Zamknął drzwi na klucz i zszedł na dół.
Za ladą siedziała Rose.
-Wyjeżdżasz?- jęknęła.
Hallcney położył klucz na ladzie.
-Aretz dał mi zadanie, a nawet dwa.
-Szkoda.- powiedziała z żalem.- Nigdy nie usiedzisz więcej, jak dwa dni.
James przytaknął smutno.
-Trzymaj się.
Uśmiechnął się ciepło, co nigdy nie zdarzało mu się w przypadku kogoś innego i ruszył do wyjścia. Za sobą usłyszał głos Jorema.
-Cześć, jestem Jorem. Właśnie idę z Jamesem na wojnę.
Starał się pokazać jej swój biceps u prawej ręki, ale przez koszulę nie wiele było widać.
-Ja ci dam wojnę.- warknął pod nosem James wyprowadzając zalociarza za kołnierzyk na dwór.
-Ej! Co ja takiego zrobiłem?- pytał ciągle Jorem.
James popchnął go, a chłopak przewrócił się na kamienie.
-Trzydzieści pompek!- wykrzyknął.- Już, już. Dla ciebie jestem P A N H A L L C N E Y!- przeliterował mu.
James położył mu rękę między łopatkami i docisnął.
-Niżej pompki!
-Ugh!- wyrwało się chłopakowi.
Gdy skończył biegiem ruszył za Jamesem.
-Joe!- wykrzyknął mężczyzna.- Gdzie moja klacz?





Więcej nie przepisałem z zeszytu :p


http://img853.imageshack.us/img853/968/asdfzd.jpg
Wszystko, co piszę, co robię, co myślę- jest związane jedynie z książką.
Nie ma nic wspólnego z wiarą, osobami i przypadkami. Choć zapytany posiadam wiedzę i
na ten temat.
Young Avengers

Offline

 

#6 01-07-13 23:10:18

 Deschen

Nilima

Zarejestrowany: 27-06-13
Posty: 394
Punktów :   
Ulubiona postać: Sohan Kishan Rajaram <3
Ulubiona część: Klątwa tygrysa Wyprawa
Ulubiona para KT: Kishan i Kelsey

Re: Historia pewnego Imperium...

fajne, fajne :)


http://24.media.tumblr.com/3e72ee281347e05828a1721b28f05088/tumblr_mg60a1tN7c1qhu3hxo2_500.gif?width=500

Offline

 

#7 21-09-13 01:06:03

 Tigra

Zagubiony w dżungli

Skąd: Poznań
Zarejestrowany: 30-10-12
Posty: 197
Punktów :   
Ulubiona postać: Ren
Ulubiona część: czekam
Ulubiona para KT: Ren&Kelsey

Re: Historia pewnego Imperium...

wciągające...
nie mogę się doczekać dalszych losów bohaterów! Już tak mam, więc mam nadzieję, że pojawi się jakaś... dziewczyna, ale to może dlatego, iż lubię romanse... Nie chcę jednak wiedzieć, czy ona tam będzie, czy nie...
jak się pojawi, to się pojawi... a jak nie, to nie. Mówi się trudno.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.fifateam.pun.pl www.usmcfr.pun.pl www.klanenemy.pun.pl www.branchclosed.pun.pl www.sghdelphi.pun.pl