#1 11-08-14 23:47:05

 lutka

Administrator

Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 30-09-12
Posty: 1239
Punktów :   
Ulubiona postać: Kishan
Ulubiona część: II

Rozdział 3- Rumieniec

Podążając za szumem wody skradałam się cicho po schodach. Strażnicy byli porozstawiani na flankach, ale nawet nie spojrzeli w moim kierunku.  Kamienie pod moimi stopami i wiatr na nagiej skórze sprawiał, że czułam się żywa. Mój puls przyspieszył, kiedy zrównałam się ze strażnikami. Rozejrzałam się i znalazłam kolejne schody- niedaleko miejsca, gdzie pierwsze się kończyły. Od strony klatki schodowej na mur spływał mały wodospad. Wiedziałam więc, że przejście do ogrodu musi być więc gdzieś wyżej. Trzy pietra wyżej niż moja sypialnia zatrzymałam się na szerokim balkonie i spojrzałam na miasto w blasku księżyca. Większość lamp była już pogaszona, ale wciąż było wystarczająco dużo światła pochodzącego z pochodni, ognisk i świec wokół budynków w mieście, światła, w którym ciemne budynki wyglądały, jakby oświetlały je świetliki.  Był to cudy widok. Po cichu przeszłam przez korytarz- nie znalazłam już kolejnych schodów. Zamiast nich widziałam kilka par zamkniętych drzwi.  Zdenerwowana myślą, co one mogą kryć, kładąc rękę na klamce, nasłuchiwałam, co się za nimi kryje. Za pierwszymi drzwiami znalazłam schody prowadzące w dół. Drugie kryły zbrojownię z różnymi strzałami bronią, tarczami, łukami i włóczniami. Trzecie drzwi- najcięższe- otwierały się z głośnym zgrzytem. Zamarłam, mając nadzieję, że nikt mnie nie usłyszał.

Kiedy na mojej drodze nie pojawił się żaden strażnik, ani nie słyszałam odgłosu ciężkich butów, wślizgnęłam się w ciemność za drzwiami, i odkryłam, że są za nimi schody, prowadzące w górę. Zawahałam się nieco z obawy, że mogę sobie zamknąć drogę z powrotem, ale moje pragnienie, by zobaczyć ogród pchało mnie do przodu. Zrobiłam jeden krok, a za nim kolejny aż dotarłam do końca tunelu. Światło księżyca, zapach wody i zielonych roślin przywoływał mnie.  Ruszyłam naprzód i wyszłam przez bramę do raju. W ciągu dnia te ogrody muszą zapierać dech w piersi, ale w nocy, oświetlony wyłącznie przez gwiazdy i księżyc- ogród był magiczny.  Każda ciemna alkowa czekała na mnie, by ja odkryć. Pogłoskom, jakoby król miał zalecać się do swojej narzeczonej podczas spacerów wśród szemrzących liści  łatwo było uwierzyć. Mogłam sobie wyobrazić zaloty podczas wędrówek pod drzewami, korzystając z możliwości ukrycia się pod nimi.

Przesuwając się w głąb ogrodu zauważyłam grube kamienne filary wzmacniające piętro po piętrze ogrodów, które rosły przede mną niczym na stopniach teatru. Po lewej stronie znajdywały się wielopoziomowe tarasy porośnięte przez delikatne i małe winorośle. Po prawej miałam żywą galerie sztuki z łukowatym wejściem, prowadzącym na kolejne poziomy. Na każdym szczeblu były rzeźbione posągi, fontanny, wieże z wiszącymi roślinami a nawet rzeźby z roślin.  Chociaż nie miałam żadnej latarki, promienie księżyca przenikały baldachim zieleni na tyle dobrze, że mogłam dostrzec niemal każdy szczegół.

Kamienny chodnik zdawał się okrążać cały ogród.  Gleba wokół zdawała się być ciemna i dobrze odżywiona. Kucając, przycisnęłam dłoń do miękkiej ściółki. Nie mogłam odnaleźć pod nią kamiennej podłogi, która podpierałaby ten ciężar, ale sądząc po wielkości drzew, z których największy miał średnicę miały większą niż ja wzrost- podstawa ogrodu musiała być solidna- może na 20 lub więcej stóp. W centrum ogrodu znajdywała się ogromna fontanna- tak wspaniała, że spędziłam przy niej niemal godzinę, wodząc dłońmi po krzywiznach rzeźbionych figur i zanurzając je w wodzie. Ciekawa byłam, skąd się bierze ta woda- odkryłam, że ciąg akweduktów zapewniał wodę z dachu cytadeli, przy użyciu dziesiątek cystern, które ciągnęły wodę z rzeki. Wszystkie poziomy były zbudowane pod niewielkim katem, co zapewniało przepływ wody w dół i nawodnienie całego ogrodu. Ta woda, która nie zostawała wykorzystana w ogrodzie, kierowana była z powrotem do rzeki. Projekt był genialny.

Ogromne, cieniste drzewa rosły wysoko powyżej ścian budynku a to dawało mi poczucie bycia na szczycie bardzo wielkiej góry. Zbadałam delikatność nowo rosnących, maleńkich roślin, mokrych od wieczornej rosy, oderwałam jeden maleńki- pączkujący kwiatek i umieściłam go za moim uchem, podziwiając jednocześnie cześć nowych wysiewów. Ciepły wiatr unosił liście na drzewach, co sprawiało że tańczyły i szumiały, jakby były żywe. Ten dźwięk drażnił moje zmysły. Przemierzałam ten wielopoziomowy labirynt aż doszłam do sadu z idealnymi drzewami owocowymi. Za nimi znajdowało się niewielkie, wiecznie zielone poletko z bujną trawą, idealną do pikniku. Jak romantycznie byłoby zjeść posiłek w cieniu drzew, przy szumie fontanny i takim widoku na miasto.  Leżałam na trawie z rękami pod głową i wpatrywałam się w niezliczone konstelacje wypełniające nocne niebo, rozmyślając, jak bardzo mogłabym być szczęśliwa, patrząc na ten sam widok z pokładu statku, który zabierałby mnie i Ishę do innego kraju.  Chcąc zobaczyć więcej, porzuciłam miękkie źdźbła trawy i kontynuowałam wędrówkę. Zerwałam pomarańczowy kwiat nagietka i wrzuciłam go do strumienia wody, śmiejąc się idąc jego śladem. Mały kwiat tańczył i podskakiwał, a ja doszłam na skraj ogrodu, gdzie przeleciał za mur i zniknął.

Ta część ogrodu była na piętrze z okrążającą go ścianą skąd miałam dokładny obraz zabezpieczeń obronnych cytadeli i rozstawienia stojących na straży żołnierzy. Nie chciałam odchodzić, ale zdawałam sobie sprawę, że powinnam pokonać tą drogę jeszcze raz, tym razem wracając do łózka, powoli schodząc na kolejne pietra i ciesząc się każdym zapachem i dźwiękiem. Niechętnie wracając, zatrzymałam się przy centralnej fontannie i odkryłam w wodzie roślinę, jakiej nigdy nie widziałam. Wyglądała jak kwiat lotosu, ale zamiast koloru białego czy różowego, kwiat miał barwy fioletowe. Był najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam.  Miałam ochotę wyrwać go z wody, wiedząc, że jeśli mój ojciec znajdzie go w moim pokoju, będzie wiedział co robiłam. Dlatego zamiast go zrywać, próbowałam zapamiętać jego urodę. Taksie skupiłam, że nie zwróciłam uwagi, na kroki za moimi plecami, aż idący człowiek nie zbliżył się do mnie całkowicie.

Zamarłam i spojrzałam na moją dłoń- na szczęście wciąż niewidoczną. Człowiek podszedł jeszcze bliżej i zatrzymał się naprawdę blisko mnie. Przygryzając wargę, zrobiłam delikatny krok do tyłu, krzywiąc się, gdy moja stopa poruszyła mały kamyk. Szybko spojrzałam w górę i utonęłam w złocistych oczach mężczyzny, którego zauważyłam wcześniej, na uroczystości, jedynego pozornie niezainteresowanego moimi „kwalifikacjami” do małżeństwa.  Jego oczy zwęziły się, gdy spojrzał w dół, gdzie stoczył się kamyk, a następnie rozejrzał się dookoła. Po chwili westchnął, i położył obie dłonie na krawędzi fontanny.  Wpatrywał się w wodę, jakby próbował odgadnąć swoją przyszłość i nie podobało mu się, to co zobaczył. Nagle zobaczył fioletowy kwiat, który poprzednio upuściłam, wziął go do ręki i podniósł do twarzy. Wciągnął głęboko powietrze i westchnął. Uważałam, że zapach człowieka stojącego obok mnie był bardziej odurzający niż ten kwiat. W przeciwieństwie do innych ludzi na dole, którzy nieśli ze sobą zapach alkoholu, który wypili lub czosnku, który zjedli, ten mężczyzna pachniał piżmem, drzewem sandałowym i i słodką trawą ogrzaną przez słońce.  Zadowolony, mężczyzna delikatnie wrzucił kwiat z powrotem do fontanny, gdzie krążył on w tą i z powrotem. Było coś magnetycznego w tym człowieku. Nagle zdałam sobie sprawę, że zbliżyłam się niebezpiecznie do niego, niemal go dotykając. Odchyliłam się do tyłu, pod dość niewygodnym kątem, tak by nie mógł mnie wyczuć, zastanawiając się, jak długo mógł stać w mojej bardzo osobistej przestrzeni. Gdy się nie ruszył, podziwiałam go niemal w ten sam sposób jak wcześniej ogród. Fakt, że był przystojny był oczywisty, ale ja widziałam już wcześniej przystojnych mężczyzn, którzy okazywali się być wielką pomyłką. Przystojny mężczyzna także może być okrutny jak brzydki człowiek. Miałam zbyt wiele złych doświadczeń z mężczyznami, by zaufać mu w oparciu o jego wygląd.

To, że był synem imperatora oznaczało, że był potężny, ale nie okazywał swojej potęgi w sposób tak oczywisty jak mój ojciec. To sprawiało, że podobał mi się nawet bardziej. Jego ubranie było dobrze wykonane, ale nie nosiło typowych oznak oznajmiających w koło, ze człowiek je noszący jest bardzo bogaty.  Jego ciało mówiło, że jest wojownikiem, nie królem, co oznaczało, że jego ojciec wciąż żyje, i, co więcej- to znaczyło, że jest odważny- jak człowiek, który staje ze swoimi żołnierzami ramię w ramie, a nie chowa się za nimi.
Jego wygląd nie był typowy dla mężczyzn, jakich wcześniej spotykałam. W jakiś sposób, kształt jego twarzy wydawał się inny, a jego złote oczy, z małymi rdzawymi plamkami, jakby dopiero co wykonanymi tuszem z henny były tak rzadkie jak niezwykłe. Był tak egzotyczny i niespotykany, jak kwiat, który pływał naprzeciw niego – urzekający. Do tego pełen sprzeczności. Był żołnierzem, a jednak wydawało się, że uznawał piękno rzeczy. Był spadkobiercą imperium a mimo to- stał tutaj sam, bez ochrony i straży.  Nie było nikogo, kto padałby mu do stóp czy składał mu hołd. Stał przede mną utytułowany, atrakcyjny książę, który z pozoru nie dbał o dyplomację czy prawo do kobiet. I tam, gdzie większość ludzi by uderzyła za brak nieostrożności- on nie tylko był miły, ale i  pomógł służącemu- wykonał gest, o którym wiedziałam, że niewielu mężczyzn byłoby na niego stać.  Gdy tak patrzyłam na niego, gdy zanurzał swoje palce w sadzawce z rybami, uśmiechnęłam się, i musiałam się powstrzymywać od wybuchu głośnego śmiechu, gdy widziałam, jak głodne ryby podnoszą głowy ponad wodę robiąc te charakterystyczne ruchy warg. Były głodne i szukały pożywienia, które- jak myślały, on mógł im zapewnić. 

„Przykro mi. Nie przyniosłem dla Was żadnego chleba”- powiedział- „Gdybym wiedział, że tu jesteście, przyniósłbym”

Moje rozmyślania zostały zastąpione przez coś innego- coś ciepłego, przez uczucie, którego nie umiałam opisać. Ciepło  wypłynęło na moje policzki, i przycisnęłam do nich dłonie. Zdumiona uświadomiłam sobie, że po prostu się rumienię, będąc w jego obecności. Mój puls przyspieszał, gdy wpatrywałam się w jego twarz, nie mogłam od niego odwrócić wzroku, dopóki nie zorientowałam się, że jego czoło przecina bruzda, a on sam patrzy w moim kierunku.

„Co się dzieje?”- zapytał- „jakiej eterycznej istoty wypatrujesz?”

Spojrzałam w dół przerażona, ale uświadomiłam sobie, że to ryby z otwartymi pyszczkami wpatrują się we mnie, a nie w młodzieńca. Widziały mnie, pomimo zaklęcia, które sprawiało, że jestem dla wszystkich niewidoczna. Ich szeroko otwarte pyszczki zamykały się co chwila i otwierały, a gdy podpłynęły w moim kierunku, on zrobił wraz z nimi krok. W tym momencie usłyszałam męski głos:

„Tutaj jesteś! Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać”

Młody książę zatrzymał się. Całe jego ciało się usztywniło, gdy odwrócił się w stronę przybysza. Wchodząc w okręg fontanny, mężczyzna podszedł śmiało do przodu, a na twarzy miał maskę dyplomaty- jaka mój ojciec preferował- tą, którą zakładał, gdy spotykał się z młodszymi od siebie.  Nie było to na tyle łatwe do odnotowania przez większość mężczyzn. Wydawałam się być jedyną, która widziała mojego ojca takim, jakim on naprawdę był-  zgrzybiały, szkieletowaty korpus- człowiek tak zepsuty na zewnątrz, jak i od środka. Czego on może chcieć od tego młodego człowieka?- zastanawiałam się.  Pomimo faktu, że instynkt kazał mi uciekać, tak szybko jak to możliwe, inna część mnie chciała zostać, i stanąć między przystojnym nieznajomym i moim ojciec, i chronić młodzieńca, jak to robię z Ishą.

Młody człowiek odpowiedział: „Twoje… wezwanie nie dało mi możliwości odmowy”

„A dlaczego miałbyś odmawiać? Zapewniam Cię, że ta rozmowa będzie miała kluczowe znaczenie  dla naszych królestw. „- mój ojciec uśmiechał się w uroczy sposób, co mnie zmroziło i zatrzymało w miejscu. –„Być może pozwolisz mi się najpierw właściwie przedstawić.”- Ukłonił się i wyciągnął do młodzieńca rękę: „Nazywam się Lokesh”

Młody człowiek zignorował wyciągniętą dłoń- „Wiem kim jesteś”

„Ach, widzę, że moja reputacja mnie wyprzedza”

„W rzeczywistości. Mimo, iż miałem nadzieję, że to przesadzone, mam wrażenie że właśnie w pełni oddaje prawdę”

Mój ojciec cmoknął- „Zaprawdę, wojownik taki jak ty wie, że czasami szokująca reputacja może służyć większym korzyściom niż władanie mieczem?”

Założywszy swoje ramiona na krzepkiej piersi nieznajomy odpowiedział- „tak. Wiem także, że typ człowieka, któremu zależy na takiej reputacji, jakkolwiek jest ona prawdziwa czy nie, nie chciałbym mieć za swoimi plecami”.  Lokesh zaśmiał się w odpowiedzi. Nigdy wcześniej nie słyszałam jego śmiechu- nawet w żartach, ale wyczuwałam, że jego reakcja jest prawdziwa.  Z jakiegoś powodu, odpowiedź nieznajomego zadowoliła mojego ojca. Nerwowa obawa, jaka czułam w stosunku do bezpieczeństwa nieznajomego wzrosła o kilka stopni.

„Mądrze. Ale z drugiej strony, nie spodziewałem się niczego innego po Rajaramie”

Młodzieniec zmrużył oczy: „ czuję, że mój czas tutaj jest marnowany. Zostaliśmy poinformowani, że to spotkanie ma dotyczyć negocjacji traktatowych, Zamiast tego znalazłem się w kobiecych ogrodach, gdzie jestem zmuszony oglądać pompatyczne pawie, puszące się w całej swojej wspaniałości chwaląc swoje klejnoty, schlebiając sobie, i gratulując stosów złota w kufrach. Godzina robi się późna, i chciałbym przed wschodem słońca ułożyć się do snu, i skorzystać z tych kilku godzin jakie zostały. Jeśli to ostatnia rzecz, o jakiej chcesz dyskutować, proponuję rozpocząć, Jeśli, nie, udam się na spoczynek”

Lokesha oczy iskrzyły: „Kishan. Czy mogę się do ciebie tak zwracać?”- nie czekając na pozwolenie, mój ojciec kontynuował- „Chciałbym cię zapewnić, że nasze ostatnie…”- zrobił małą pauzę- „…małe przepychanki między naszymi oddziałami, jakkolwiek są błahe-  rzeczywiście chodzą mi po głowie. Fakt, że nasze dwa królestwa są ze sobą zwaśnione boli mnie, i czuję, że muszę cię przekonać, że nie byłem inicjatorem tych zdradzieckich czynów”

Obcy nic nie odpowiedział, ale zacisnął pięści, a mięśnie na ramionach się napięły. W oczywisty sposób nie wierzył w kłamstwa wychodzące z ust mojego ojca. Przynajmniej nie wierzył w nie całkowicie. Nie byłam pewna, co Lokesh robił w swoich tajemniczych kampaniach, ale było jasne dla mnie, ze miał na celu zaszkodzenie temu młodemu człowiekowi i jego rodzinie. Strach jaki czułam o niego niemal mnie dusił. Moje ciało stało nieruchomo, ale oddech stał się chrapliwy.

„Nie Kishanie. Dzisiaj moim celem jest położyć kres wszelkim niesnaskom i zbudowanie mostu, miedzy naszymi ludźmi”.

„A jak proponujesz do zrobić?”- Zapytał nieznajomy. Lokesh zrobił krok do przodu i podniósł rękę w taki sposób jakby błagał, ale z mojej perspektywy było to i tak groźne- i powiedział: Tworząc sojusz między naszymi rodzinami.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Och, wiem, mogło być gorzej, mogliście dać mi jakiś pierścień i wskazując na wschód, powiedzieć, że trzy tysiące kilometrów dalej jest Mordor, ale i tak łatwo nie było.
"Złodziej dusz" Aneta Jadowska

http://i42.tinypic.com/2uqiwwk.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.ave-satan.pun.pl www.bakugan-polska.pun.pl www.resocjalizacja2009uj.pun.pl www.aa2aapl.pun.pl www.0net.pun.pl